była nieświadomą. Dobre imię pierwszego miejsca pobytu, miało tam wielką wagę i często stanowiło o przyjęciu. Pani Aurelia ciągnęła dalej łagodniejszym głosem:
— Dlaczego pani opuściłaś Cornaille’a?
— Z powodu interesów familijnych — odpowiedziała mocno czerwieniąc się. — Straciliśmy rodziców, musiałam więc pójść za braćmi. Zresztą oto jest świadectwo.
Było ono doskonałe, zaczynała więc mieć nadzieję; — ale ostatnie pytanie wprowadziło ją w kłopot.
— Na kogo jeszcze możesz się pani powołać w Paryżu? Gdzie mieszkasz?
— U mego stryja — wyszeptała, ociągając się z wymienieniem nazwiska z obawą, że sobie nie będą życzyli synowicy współzawodnika. — U mego stryja Baudu, tu naprzeciwko.
Mouret wdał się po raz drugi w rozmowę:
— Jakto! jesteś pani synowicą Baudu! Czy to on cię tu przysyła?
— O! wcale nie!
Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu, tak jej się ta myśl wydała zabawną. To ją przeistoczyło: stała się różową, a uśmiech na zbyt szerokich nieco ustach, był jakby rozkwitem całej twarzy. Szare jej oczy błysły tkliwym płomieniem, na policzkach zjawiły się zachwycające dołki, nawet
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/90
Ta strona została skorygowana.