obojętność i tę niechęć dla siebie, zeszła bowiem ze wschodów równie zmieszana jak wchodziła. Dręczył ją niepokój: czy ma rozpaczać, czy się cieszyć, że się tam udała, czy może liczyć na miejsce? Tego nawet nie wiedziała już teraz, tak dalece straciła tam przytomność. Ze wszystkich wrażeń, dwa się utrzymały i zwolna zacierały inne: wpływ, jaki na nią wywierał Mouret, głęboki aż do przestrachu i grzeczność Hutina, jedyna uciecha doznana tego ranka, która ją przepełniła wdzięcznością. Powracając przez magazyn, szukała tego młodzieńca, chcąc mu podziękować choćby tylko wejrzeniem i nie ujrzawszy go zasmuciła się.
— Cóż, udało się pani? — zapytał wzruszony głos, gdy już była na chodniku.
Obejrzawszy się, poznała tego wielkiego bladego chłopca, który ją z rana zaczepił. On również wychodził z Magazynu Nowości i był jeszcze więcej od niej zakłopotany, wskutek przebytego badania.
— Nie wiem, doprawdy — odpowiedziała.
— Tak samo jest ze mną, oni w szczególny jakiś sposób patrzą na człowieka i mówią do niego. Ja byłem w oddziale koronek, wychodzę od Crevecoeur, z ulicy Mail.
Stali znowu naprzeciwko siebie i nie wiedząc jak się rozstać, rumienili się. Potem młodzieniec ażeby coś jeszcze powiedzieć, przez zbytek nie-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/93
Ta strona została skorygowana.