— Przyjdzie?
— Niezawodnie, odpowiedziała, obiecał mi.
Oboje mówili o baronie Hartmanie, dyrektorze Kredytu Nieruchomego. Pani Desforges, córka radcy stanu, była wdową po agencie giełdowym, który jej pozostawił majątek, zaprzeczany przez jednych a przesadzany przez drugich. Jeszcze za życia męża, jak mówiono, okazywała wdzięczność baronowi Hartmanowi, gdyż rady wielkiego finansisty, przynosiły im wielkie korzyści; później zaś po śmierci męża, stosunek ten musiał dalej istnieć, lecz zawsze z wielką oględnością i bez rozgłosu. Pani Desforges nie skompromitowała się nigdy; przyjmowano ją w wyższych sferach burżuazyi, do której z urodzenia należała. Nawet dziś, kiedy namiętność bankiera, człowieka subtelnego i sceptyka, przechodziła w proste ojcowskie przywiązanie, jeżeli sobie pozwalała mieć kochanków, których tolerował, w porywach serca i żądzach kobiecych które zaspakajała bez skrupulatnego wyboru, umiała zachować taką miarę i tak delikatny takt, że wszelkie pozory były zachowane. Nikt o jej poczciwości nie śmiał powątpiewać głośno. Spotkawszy się u wspólnych znajomych z Mouretem, z początku nienawidziła go; potem mu się oddała, jakby porwana natarczywą jego miłością. Odkąd zaczął manewrować, ażeby przez nią pozyskać barona, dała się powoli porwać prawdziwemu i głębokiemu uczuciu; kochała go z gwałtownością kobiety lat
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/96
Ta strona została skorygowana.