trzydziestu pięciu, chociaż się tylko do dwudziestu dziewięciu przyznawała. Rozpaczała że był od niej młodszy i truchlała z obawy, by go nieutracić.
— Czy uwiadomiony?
— Nie, sam mu pan wyjaśnisz tę rzecz, odpowiedziała, przestając mówić do niego „ty”.
Patrzyła na niego myśląc że chyba nie wie o niczem, kiedy ją chce za narzędzie użyć i wyraźnie okazuje, że go ma tylko za starego jej przyjaciela. Mouret trzymał ją wciąż za rękę i nazywał swoją dobrą Henryetą, czuła więc, że jej serce mięknie. W milczeniu wyciągnęła usta i przycisnęła je do jego ust; potem rzekła po cichu:
— Cyt! czekają na mnie. Wejdź za chwilę.
Słabe głosy dochodziły z wielkiego salonu, przygłuszone przez obicia ścian. Otworzyła drzwi pozostawiając je otwarte na oścież i podała wachlarz jednej z czterech pań, siedzących na środku pokoju.
— Proszę, oto jest, powiedziała. Szukałam go długo; moja garderobiana, nigdyby go nie znalazła.
Obracając się, dodała ze swoją wesołą miną:
— Bądź pan łaskaw wejść, panie Mouret, przez mały salonik, to będzie mniej uroczyście.
Mouret powitał damy, znane mu dobrze. Salon z meblami à la Louis XVI, krytemi brokatelą w duże bukiety, bronzy złocone i bujne krzewy,
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/97
Ta strona została skorygowana.