Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

wód, że pracujący w miastach przybywają rozkoszować się wsią, a jedynem marzeniem każdego mieszczucha jest znalezienie na starość kąta w twojej bliskości, zbieranie kwiatów, spożywanie owoców, zrywanych prosto z drzewa, wylegiwanie się na trawie. Powiedz sobie raz nazawsze, Kubo Poczciwcze, że pieniądz jest chimerą. Jeśli posiadłeś spokój ducha, możesz się uważać za wybrańca fortuny“.
Głos mu się załamał, zapanować musiał nad wzruszeniem tkliwego chłopca, który wyrósł w miastach i którego dusza drga wtórem radosnym na myśl o szczęściu życia wiejskiego. Wszyscy pozostali nie rozchmurzali twarzy; kobiety pochyliły głowy nad drutami, mężczyźni siedzieli surowi i sztywni. — Kpiła z nich chyba ta książka? Pieniądz tylko jest coś wart, a oni zdychali z nędzy. Milczenie, nabrzmiałe bólem i żalem, jakie zapadło wśród uczestników wieczornicy, przykrość sprawiało młodemu chłopcu, pozwolił też sobie na rozumną uwagę:
— A może jednak lepiej szłoby wszystko, gdybyśmy mogli uczyć się?... Ludzie dla tego byli ongi tacy nieszczęśliwi, bo nic nie wiedzieli. Dzisiaj wie się troszkę tylko i jest napewno nieco lepiej. Trzebaby więc wiedzieć wszystko z gruntu, wiedzieć dokumentnie, mleć szkoły, w których uczonoby, jak uprawiać ziemię...
Fouan przerwał mu szorstko. Stary człowiek trzymał się uparcie rutyny.
— Do licha z tą waszą nauką! Im więcej napakujecie nią sobie głowę, tem gorzej będzie szło. Mówię przecież, że pięćdziesiąt lat temu ziemia suciej rodziła! Nie lubi bestja, żeby ją mordować, daje tyle tylko, ile sama chce. Taka ci szelma mądra! Weźcie na ten przykład pana Hourdequina. Pojadł wszystkie rozumy, wydał wór pieniędzy, taki duży jak on sam, na wbicie sobie w głowę wszystkich tych tam nowych