pokazywał się nawet raz do roku, ojciec został więc nagle osamotniony, bez żadnych nadziei na przyszłość, nie znajdując już zachęty do pracy w myśli o dzieciach. Mimo jednak, że rana nie przestawała krwawić, nie ugiął się, pozostał po dawnemu gwałtowny i despotyczny. Zaciął się wobec chłopów, którzy drwili z jego maszyn i pragnęli w głębi duszy zguby burżuja, ośmielającego się wkraczać w ich kompetencję. Cóż było robić zresztą? Coraz bardziej wprzęgał się w jarzmo ziemi; nagromadzona praca i zaangażone kapitały zaciskały węzły jego niewoli coraz ciaśniej i teraz nie widział już przed sobą możliwości wyjścia. Chyba katastrofa jedynie.
Hourdequin, chłop barczysty z wielką, ogorzałą, rumianą twarzą, który, jako jedyny ślad wydelikacenia burżujskiego, zachował małe ręce, był w stosunku do dziewek folwarcznych despotycznym samcem. Nawet za życia żony wszystkie przejść musiały przez jego ręce, i to w sposób zupełnie naturalny, bez żadnych dalszych konsekwencyj, jako rzecz musowa. O ile córce biednego wieśniaka, zarobkującej szyciem, udaje się czasem uniknąć upadku, nie zdarza się wprost, aby którakolwiek z dziewcząt chłopskich, idących do służby folwarcznej, nie stała się ofiarą mężczyzny, pana czy parobka. Pani Hourdequinowa żyła jeszcze, kiedy Jakóbka dostała się do Borderie, przygarnięta z litości. Ojciec Cognet, stare pijaczysko, tłukł ją bez pamięci i biedactwo tak wyschło i wynędzniało, że można było policzyć jej kości po przez łachmany, jakiemi była okryta. Tak wydawała się przytem brzydka, że wiejskie łobuziaki wyszydzały ją i wykpiwały. Nie możnaby jej było dać nawet piętnastu lat, chociaż dobiegała osiemnastu.
Wzięto ją do pomocy służącej i używano do najpośledniejszych robót, do zmywania statków, do wymiatania gnoju, oporządzania bydła i dojenia krów, tak że nie wychodziła wcale z brudu i błota. Jednak-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.