W rzeczywistości wszakże zupełnie co innego umilało mu życie na folwarku. W czasie, kiedy naprawiał jeszcze drzwi, okna i podłogi, Cognetka przychodziła często siadywać przy nim na heblowinach. Ona właściwie była pierwszą, która wskazała mu drogę do rozpusty, pociągnięta jędrnem, mocnem ciałem chłopaka, jego twardemi, regularnemi rysami, zdradzającemi silnego samca. Zrazu uległ jej tylko, potem sam jej szukał w obawie, aby go nie wzięła za niedołęgę, party zresztą zmysłowym pociągiem do zepsutej dziewczyny, która tak sprytnie umiała podniecać mężczyzn. W głębi duszy wszakże burzyła się w nim wrodzona uczciwość. Czuł, że źle robi, zadając się z kochanką pana Hourdequina, któremu winien był wdzięczność. Znajdował naturalnie to i owo na swoje wytłomaczenie: nie była żoną jego pana, tylko jego utrzymanką; a zresztą, skoro zdradzała go na każdym kroku, dla czegóżby nie miał korzystać z nadarzającej się okazji zabawy zamiast pozostawiania jej innym? Mimo jednak takiego usprawiedliwiania się przed samym sobą, czuł wzrastający niepokój sumienia, widział bowiem, że właściciel folwarku rozpala się do Jakóbki coraz namiętniej. Musi się to źle skończyć, napewno...
Jan i Jakóbka, zagrzebani w sianie, przyczaili się, tłumiąc oddech, kiedy nagle Jan, niespokojnie wciąż nadsłuchujący, usłyszał trzeszczenie szczebli drabiny. Zerwał się na równe nogi i niepomny, że może zabić się na miejscu, zeskoczył na dół przez otwór, służący do zrzucania paszy. W tej samej chwili głowa Hourdequina ukazała się z przeciwnej strony, tuż ponad spustem. Jednym rzutem oka ogarnął sylwetkę uciekającego mężczyzny i obnażony brzuch leżącej jeszcze z rozkraczonemi nogami kobiety. Na ten widok taka zdjęła go dzika pasja, że, nie myśląc o zejściu na dół, aby rozpoznać kochanka, potężnym policz-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.