napewno wyrzuciłaby go, był więc ostrożny, chciał utrzymać się na miejscu i dla tego unikał wszelkiego zatargu, mimo że pewien był poparcia samego pana.
Owczarnia, w głębi podwórza, zajmowała cały oddzielny budynek, szopę długości osiemdziesięciu metrów, w której osiemset sztuk owiec i baranów przedzielonych było wzajem od siebie kilkoma przegrodami: tutaj kilka grup matek, tam znów — jagnięta, a jeszcze dalej — barany. W dwa miesiące po urodzeniu kastrowano samców hodowanych na sprzedaż, owce zaś zatrzymywano, aby odnawiać zastęp matek, z których co roku sprzedawano tylko najstarsze. W stałych odstępach czasu tryki pokrywały młode, krzyżowano diszleje z wspaniałemi merynosami o głupkowatym, łagodnym wyglądzie i wielkich, okrągłych nosach, typowych u ludzi zmysłowych. Przy wejściu do owczarni bił w nozdrza duszący, amonjakalny odór podściółki z przegniłej słomy, na którą co trzy miesiące nakładano warstwę świeżej. Przytwierdzone do ścian haki pozwalały na podnoszenie drabinek żłobów w miarę podnoszenia się warstwy gnoju. Nie brak było mimo to w owczarni powietrza dzięki wielkim oknom, a także dzięki ułożonej z ruchomych tarcic podłodze górnej szopy, służącej za skład paszy. Tarcice te usuwano częściowo, w miarę zmniejszania się zapasu furażu. Utrzymywano zresztą, że to żywe ciepło, ta gnijąca, ciepła i miękka warstwa koniczyny jest warunkiem pomyślnego chowu owiec.
Hourdequin, otwierając jedne z wrót owczarni, zauważył Jakóbkę, wymykającą się przez drugie. I ona także pomyślała o Soulasie, pewna, że ją podpatrzył z Janem i niespokojna, czy jej nie zdradzi. Stary zachował się wszakże najzupełniej obojętnie, udając, że nie rozumie, dlaczego, wbrew swojemu zwyczajowi, taka się zrobiła odrazu przymilna dla
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.