— Fasola zmieciona? co?... A groch bardzo ucierpiał? Boże, o Boże!... A owoce? zielenina?...
Nagle, wybuch rozpaczy, który wyraźnie doleciał jej uszu, przełamał ostatecznie jej wahanie. Zakasała spódnicę i pobiegła, nie dbając o ulewę, za siostrą. Nieboszczyk osamotniony pozostał w pustej kuchni, sztywny pod swoim całunem, leżąc wpośród dwóch kopcących smutnie świec. Lewe oko, uporczywie otwarte, wpatrzone było w stare belki pułapu.
O! jaki obraz zniszczenia przedstawiał ten kawałek ziemi! jakim bezmiarem rozpaczy tchnęła klęska, oglądana przy migotliwem świetle latarek! Lizka i Franusia obnosiły swoją, tak zroszoną siekającym deszczem, że drobne szybki skąpe zaledwie przepuszczały światło. Zbliżały ją do desek płotu, niewyraźnie rozróżniając w małym krążku świetlnym fasole i grochy wybite ze szczętem, zieleninę sałat i warzyw, tak posiekaną i pociętą, że niepodobna było myśleć nawet o zużytkowaniu liści. Najbardziej wszakże ucierpiały drzewa owocowe. Drobniejsze gałęzie i owoce odpiłowane były jakby nożami; pnie nawet, pokaleczone, uchodziły sokami, kapiącemi z dziur w korze. Dalej, w winnicach, działo się jeszcze gorzej. Latarki mnożyły się, podskakiwały, szalały wpośród jęków, klątw i złorzeczeń. Łozy winne zdawały się jakby skoszone, kiście kwiatu wraz ze szczątkami drzewa i łodyg grubo zaścielały ziemię. Nietylko plon tegoroczny był stracony ale same szczepy, ogołocone, pozbawione soków żywotnych, będą już tylko wegetowały i zamrą rychło. Nikt nie czuł deszczu; pies jakiś wył przeciągle, jak gdyby wietrząc śmierć i zniszczenie; kobiety wybuchały łkaniem, jak nad świeżą mogiłą. Macqueron i Lengaigne, odwieczni rywale, poświecali sobie wzajem latarkami, przechodzili z pola jednego na grunt drugiego, wykrzykując przekleństwa w miarę odsłaniania nowych wciąż ruin w nagłym, mdłym błysku, który wnet po ich przejściu
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.