swój zaledwie tyle miała, żeby nie zdychać z głodu, nie mogąc nigdy odłożyć ani susa oszczędności, ani z początkiem ani z końcem roku. Drzwi, otwierające się wprost do obory, łączyły życie krów z życiem ludzi; nawet kiedy drzwi te bywały zamknięte, można było widzieć krowy przez szybę wprawioną w wyłom zrobiony w murze. Prócz tego była przy domu stajnia, w której rezydował teraz Gedeon sam jeden, szopa i drwalka, tak że, nie wychodząc na dwór, można było dostać się wszędzie. Na podwórzu deszcze nie pozwalały wysychać kałuży, stanowiącej jedyny zbiornik wody do pojenia bydła i do podlewania ogrodu. Co rano trzeba było iść do źródła na dole przy drodze, aby czerpać stąd wodę do picia.
Jan lubił przebywać tu, nie badając nawet samego siebie, co go tutaj sprowadzało. Lizka, wesoła, okrąglutka, miłe miała obejście. Jej dwadzieścia pięć wiosen postarzało ją już jednak; zbrzydła, zwłaszcza od czasu, kiedy zległa. Miała za to parę grubych, silnych rąk i pracowała tak ochoczo, z takiem zapamiętaniem, hałasem i śmiechem, że przyjemnie było patrzeć na nią. Jan traktował ją, jak kobietę zamężną, nie tykał jej, mimo że w dalszym ciągu tykał Franusię, której piętnaście lat kazały mu uważać ją za smarkulę jeszcze. Pilnowanie bydła w polu na wolnem powietrzu i ciężkie roboty, spełniane dokoła domu, nie zdążyły jeszcze zeszpecić jej, zachowała też w dalszym ciągu swoją owalną, ładną twarzyczkę z nizkiem, upartem czołem z milczącemi jeszcze, czarnemi oczami i pełnemi, ocienionemi przedwczesnym meszkiem, ustami. Mimo pozoru dziewczynki stała się już kobietą i nie trzeba było, jak mówiła jej siostra, łaskotać jej nadto blizko, żeby zrobić jej dzieciaka. Lizka wychowała ją po śmierci matki, stąd właśnie zrodziło się wielkie wzajemne ich przywiązanie, czynnie i głośno objawiane przez starszą, namiętne i powściągliwe ze strony młodszej. Mała Franusia miała opinję mądrej głowy. Nie znosiła niesprawiedliwości. — To moje,
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.