Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

kawami, uzbrojona w gliniany garnek, czerpała ług z kotła i polewała nim bieliznę, upchaną w balji aż do samej góry; na samym dole prześcieradła, potem ręczniki i koszule, a na wierzchu znów prześcieradła. Matka Frimat nie na wiele się przydawała, tem chętniej jednak gawędziła, ograniczając się do wylewania co kilka minut mydlin, spływających do podstawionego pod balję cebrzyka.
Jan czekał cierpliwie, mając nadzieję, że stara pójdzie sobie rychło. Nie odchodziła jednak i wciąż opowiadała o swoim biedaku mężu, sparaliżowanym, mogącym już tylko poruszać jedną zaledwie ręką. Było to dla nich ciężkie zmartwienie. Nie byli nigdy bogaci; ale wówczas, kiedy on mógł jeszcze pracować, brał w dzierżawę grunty, z których ciągnął dochód; teraz ona sama zaledwie miała siły uprawiać jedyną morgę ziemi, która do nich należała. Męczyła się też i znoiła, nie mając bydła, zbierała suchy gnój z gościńca i używała go jako nawozu, hodowała ogrodowizny, fasolę, groch, podlewała trzy śliwy i dwa drzewka morelowe, i w ten sposób wykorzystywała, jak mogła, swoją morgę gruntu, tak że co sobotę chodziła na targ w Cloyes, uginając się pod ciężarem dwóch olbrzymich koszów, po za wielkiemi workami jarzyn, które jeden z sąsiadów przywoził jej na swojej karjolce. Rzadko zdarzało się, aby nie przyniosła z targu kilku pięciofrankówek, zwłaszcza w sezonie owoców. Stałym wszakże przedmiotem jej utyskiwań był brak nawozu; ani gnój z gościńca, ani odchody kilku hodowanych przez nią królików i kur nie dawały gruntowi jej dostatecznego użyźnienia. Doszło do tego, że wpadła na myśl zużytkowania w tym celu odchodów własnych i męża, tego tak pogardzanego nawozu ludzkiego, który budzi odrazę nawet na wsi. Wiedziano o tem i kpiono z niej, przezywając ją Matką Kaka i przezwisko to szkodziło jej na targu. Mieszczki odwracały się z obrzydzeniem od jej wspaniałych głów kapusty i okazałych wiązek marchwi. Pomimo wiel-