— Prawda. Prawda i to, że nie sprzyjam mu już nawet, bo tak się źle prowadzi... Ale jednak, trzebaby się go zapytać.
Jan zamyślił się przez dłuższą chwilę. A potem rzekł:
— Wasza wola... Może tak i trzeba naprawdę. Że to przez dzieciaka...
Matka Frimat, która z miną poważną wylewała mydliny z szaflika, zdawała się przyznawać im słuszność, wyraźnie wszakże popierając przy tem Jana. Uczciwy chłopak, nieuparty, nie żaden gbur... Wtem usłyszano z zewnątrz kroki Franusi, powracającej ze swojemi krowami.
— Chodź Lizko — wołała zdaleka — chodź, zobacz.... Łaciatej coś się zrobiło w nogę.
Wszyscy wybiegli przed dom i Lizka, na widok utykającej krowy ze skrwawioną przednią lewą nogą, wybuchła nagłym gniewem. Zdarzało jej się czasem powstawać tak ostro na siostrę, kiedy ta była jeszcze mała i zrobiła jakąś psotę.
— Znów przez niedozór, co?... Zasnęłaś na trawie, jak wtenczas?
— Ależ nie, naprawdę nie... Nie wiem, co jej się stało. Uwiązałam ją do słupka, musiała jej się noga zaczepić o sznurek.
— Stul gębę, kłamczucho!... Jeszcze mi ją zabijesz kiedy, moją Jałosię!
Czarne oczy Franusi zabłysły. Była bardzo blada. Oburzona do żywego, ledwie zdołała wyjąkać:
— Twoja Jałosia! twoja Jałosia!... Mogłabyś powiedzieć — nasza Jałosia...
— Jakto? nasza Jałosia? Może twoja, smarkulo jedna?
— A tak, żebyś wiedziała, połowa wszystkiego, co było tatusiowe, jest moje. Mogę zabrać sobie połowę i zrobić z nią, co mi się spodoba. Choćby zmarnować, jeśli taka moja wola!
Obie siostry przyskoczyły sobie do oczu i stanęły
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.