chmurą złotawego pyłu. Źdźbła fruwały w powietrzu, mocny, przenikliwy zapach zwiędłych kwiatów i ściętych traw unosił się z po nad łąki. Mocno rozgrzana, szła ochoczo dalej, bawiąc się i ciesząc widokiem, unoszonego wiatrem, żółto-zielonego pyłu drobinek.
— Widać, żeś młoda — jęknęła Palmira płaczliwym głosem. — Ale jutro poczujesz i ty, że masz kości.
Nie one jedne grabiły. Całe Rognes wyległo na sprzęt siana. Roiło się wszędzie dokoła od kosiarzy i grabiarek. Delhomme przyszedł przed świtem, wiedząc, że sperlona rosą trawa daje się łatwiej kosić, zaś w miarę jak przygrzewa słońce, twardnieje i bardziej się opiera, słychać też było, jak świszczała i trzeszczała pod kosą, połyskującą w słońcu przy każdem miarowem podnoszeniu się i opadaniu muskularnych, obnażonych jego ramion. W pobliżu, sąsiadując o miedzę z łąkami folwarcznemi, położone były dwie parcele: jedna Macquerona, druga Lengaigne’a. Na pierwszej Berta, ubrana po miejsku, w sukni z falbanami, w dużym, słomkowym kapeluszu na głowie, przyszła razem z robotnicami i dla zabawy pomagała im przetrząsać siano; rychło jednak, uprzykrzywszy sobie nużącą pracę, stanęła, aby odpocząć w cieniu wierzbiny, oparta na swoich widłach. Na drugiej Wiktor, który przyszedł kosić w zastępstwie ojca, usiadł pod drzewem z kowadełkiem między kolanami, na którem rychtował swoją kosę. Od pięciu minut nie słychać było wśród wielkiej, rozedrganej w powietrzu ciszy nic prócz uparcie powtarzającego się poszczękiwania młoteczka, uderzanego o żelazo.
Franusia zbliżyła się w tej właśnie chwili do Berty.
— I cóż? Dość masz tej roboty?
— Tak. Zmięczyłam się trochę... Kto nie przywykł...
Zaczęły gawędzić; mówiły o Zuzi, siostrze Wiktora, którą Lengaigene’owie oddali na naukę szycia do
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.