— Jakiej hecy? — zapytała Lizka. — Czy Delhomme’owie nie płacą wam?
— O! tak.. płacą — odpowiedziała matka Fouan. Co trzy miesiące, w samo południe pieniądze leżą na stole... Tylko, że... widzisz, można różnie płacić — prawda? — i ojciec, wielki obrażalski, chciałby, żeby robili to grzeczniej nieco chociaż... Fanny przychodzi do nas z taką miną, jakby przychodziła do komornika, jakbyśmy ją okradali.
— Tak — dodał stary Fouan — płacą i na tem koniec. A mnie się widzi, że na tem nie koniec. Powinniby mieć jakiś wzgląd. Czy te pieniądze to już cały ich dług do spłacenia? Cóż to, czy jesteśmy ich wierzycielami tylko i nic więcej?
A zresztą, niema się co na nich żalić. Gdybyż to wszyscy płacili!...
Urwał. Zapadła niemiła cisza. Wzmianka o Hjacyncie, nie dającym im ani grosza, przepijającym swój udział, na który zaciągał hipotekę, kawałek po kawałku, zgnębiła matkę, zawsze skłonną bronić urwipołcia, będącego jej faworytem. W strachu, że stary obnaży i drugą tę jeszcze jątrzącą ranę, pośpieszyła wtrącić:
— Nie psuj sobie żółci dla głupstwa!... Dobrze nam jest, cóż cię tam obchodzi wszystko inne? Jak mamy dość, to dość, po co nam więcej?...
Nigdy dotychczas nie pozwalała sobie występować tak stanowczo przeciwko mężowi. Stary Fouan spojrzał na nią ostro.
— Zanadto się rozgadałaś, stara!... Bardzo pięknie, że jestem szczęśliwy, ale niech mnie nie drażnią!
Zamilkła i skuliła się na swojem krześle, gdy mąż dojadał chleb, żując długo ostatni kęs, aby przedłużyć czas jedzenia. Posępną izbę ogarnęła znów senna cisza.
— Przyszłam, żeby się od was dowiedzieć, co Kozioł myśli robić?... No niby ze mną i z dzieckiem?...
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.