Nie naprzykrzałam mu się, ale czas już coś zrobić. Albo w lewo albo w prawo.
Oboje starzy nie odzywali się ani słowem. Zwróciła się już teraz bezpośrednio do ojca Fouana:
— Widzieliście się z nim — prawda? Musiał coś gadać z wami o mnie... Co mówi?
— Nic. Nawet pary z ust o tem nie puścił... Zresztą, co tu o tem gadać! Proboszcz morduje mnie wciąż, żebym coś z tem zrobił. Dobry sobie! Co tu można zrobić, dopóki chłopak nie chce wziąć swojej części?
Lizka, zakłopotana, niewiedząca, na jakim jest świecie, zamyśliła się.
— Wydaje wam się, że się opamięta jeszcze i przyjmie?
— Ha, może i tak.
— I myślicie, że się ze mną ożeni?
— Możliwe.
— Radzicie mi zatem czekać?
— Ha! jak uważasz; każdy robi jak czuje.
Zamilkła, nie chcąc mówić o oświadczynach Jana z drugiej znów strony nie wiedząc, jaką drogą zyskać decydującą odpowiedź.
W końcu odważyła się na ostatnią próbę.
— Uprzykrzyło mi się już, rozumiecie chyba; nie wiedzieć, czego się mam trzymać! Musi być raz koniec: tak czy nie?... A może byście, stryju, sami poszli do Kozła wypytać go o to? Proszę was bardzo!
Stary Fouan wzruszył ramionami.
— Nasampierw ani myślę gadać więcej z tym kpem... A potem, głupia z ciebie dziewucha i tyle. Przecz niewolić go, żeby rzekł: Nie!?... Zaweźmie się tylko i ciągle już potem będzie mówił: Nie! Daj ty mu krzynę czasu, żeby mógł wreszcie rzec: tak! wtenczas jak mu będzie z tem dogodniej.
— Tak, tak, dobrze ojciec gada — przytaknęła mężowi Róża, stając się znów jego echem.
Lizka nie mogła wyciągnąć z nich nic stanowcze-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.