Stóg bezmała już był gotów, wysoki na cztery metry, solidny, zaokrąglony w formie ula. Palmira podrzucała chudemi swojemi ramionami ostatnie wiązki, a Franusia, stojąca na samym szczycie, wydawała się jak gdyby wyższa na tle zbladłego już nieba, w płowej łunie zachodzącego słońca. Cała była zdyszana, drgająca z wysiłku, oblana potem, z włosami pozlepianemi na skroniach i ubraniem w takim nieładzie, że stanik rozwarł jej się na drobnej, krągłej piersi, a spódniczka, z której wyrwały się haftki, opadała jej z bioder.
— O! jak wysoko... Aż w głowie się kręci.
Śmiała się nerwowo, ociągając się i nie mając odwagi zejść, wysuwając nogę i znów się cofając.
— Nie, za wysoko! Idź po drabinę.
— Głupia jesteś! — zawołał Jan — usiądź zwyczajnie i zsuń się!
— Nie, za wysoko! Idź po drabinkę.
Posypały się krzyki, namowy, tłuste żarty. — Nie na brzuchu, jeszczeby spuchł. Na tyłku, chyba że ma na nim odciski! — Jan, stojąc na dole, coraz bardziej się podniecał, patrząc w górę na dziewczynę, której widział nogi tylko, coraz bardziej zgniewany, że stoi tak wysoko, że nie może jej dosięgnąć. Rozpaliła go nagle chuć samcza schwytania jej i zatrzymania w swoich objęciach.
— Mówię ci, że nic sobie nie zrobisz złego!... No, dalej, jazda! spadniesz mi prosto w ramiona.
— Nie, nie!
Stanął przed stogiem, rozwierając szeroko ramiona, nadstawiając jej piersi, aby się mogła śmiało rzucić. I kiedy nareszcie, odważywszy się i zamknąwszy oczy, stoczyła się, poszło to tak piorunem, zjechała tak prędko po śliskim, stromym stogu, że przewróciła Jana, potrąciwszy go mocno w boki oboma swojemi udami.
Leżąc na ziemi z zadartemi do góry spódnicami, dusiła się z śmiechu, wołając urywanym głosem, że
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.