Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

pomniał sobie: małżeństwo, dziecko, zgoda Kozła, cała ta sprawa, którą przed dwiema jeszcze godzinami uważał za pożądaną dla siebie i dla niej... Pospieszył odpowiedzieć:
— Tak, tak, musimy czekać. Tak będzie najlepiej.
Zapadła noc. Pierwsza gwiazda rozbłysła już w głębi fjoletowego w tej chwili nieba. Wśród zgęszczającego się coraz bardziej zmierzchu zaledwie rozróżnić można było zamglone okrągłości stogów, znaczących garbami rozległe płaszczyzny łąk. Rozgrzana słońcem ziemia promieniowała coraz mocniejsze opary; w ciszy powietrza drgały wyraźniej przeciągłe, melodyjne, dalekie szmery. Były to głosy męskie i kobiece, zamierające śmiechy, parskanie bydła, słaby szczęk narzędzi. Na pozostałym jeszcze skrawku łąki kosiarze zawzięli się dokończyć robotę. Rytmicznym, półkolistym ruchem zagarniali trawę kosami, których świst rozlegał się miarowo w nieustającym rytmie niedostrzegalnej już pracy.

V.

Dwa lata upłynęły śród czynnego, jednostajnego życia wsi. Rognes przeżyło, wraz z nieuniknionym nawrotem pór roku, ten sam odwieczny bieg rzeczy, te same prace, te same sny.
W dole, tuż obok gościńca, za węgłem budynku szkolnego, wytryskiwało z ziemi źródło, do którego schodziły wszystkie kobiety czerpać wodę do picia, gdyż po zagrodach stały jeno kałuże do pojenia bydła i do polewania ogrodu.
Około szóstej wieczorem odbywała się przy źródle gawęda, gazeta mówiona, roztrząsająca wszelkie wypadki dnia, miejscowe i okoliczne; najdrobniejsze wydarzenia odbijały się tutaj echem, podawano sobie z ust do ust szczegóły i komentarze o tych, którzy pozwolili sobie na ugotowanie mięsa, o tej, która