Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doskonale!
Hourdequin wyszedł, aby kazać zaprząc do powozika, który został na podwórzu. Powróciwszy do pokoju, nie zastał już deputowanego, i niebawem zauważył go w kuchni. Pan de Chédeville otworzył drzwi tam wiodące i w tej chwili stał przed zachwyconą Jakóbką, prawiąc jej komplementy z tak bliska, że twarze ich nieomal stykały się z sobą wzajem: oboje zwąchali się, porozumieli i mówili to sobie wyraźnie oczami.
Pan de Chédeville siedział już w powoziku, kiedy Jakóbka, zatrzymując w ostatniej chwili Hourdequina, szepnęła mu do ucha:
— A co? lepszy jest od ciebie, nie uważa, żeby trzeba było chować mnie przed ludźmi!
Po drodze, podczas kiedy powozik toczył się po gościńcu pomiędzy niwami zbożowemi, powrócił właściciel folwarku do odwiecznej swojej troski. Przytaczał teraz deputowanemu dane cyfrowe, bowiem od kilku lat prowadził ścisłą rachunkowość. Niewielu było w Beaucji obszarników, którzy mogliby się tem pochlubić, co się zaś tyczy drobnych właścicieli, chłopów, wzruszali oni na to ramionami, nic a nic nie rozumiejąc. A jednak, kontrola jedynie i cyfry były w stanie przedstawić jasno sytuację, wykazać, jakie produkty przynosiły zyski, a jakie — straty; nadto wykazywały one ceny kosztu, a tem samem sprzedaży. U niego każdy parobek, każda sztuka bydła, każda hodowla, nawet każde narzędzie miały osobną rubrykę, swoje dwie kolumny: „ma“ i „winien“, tak że w każdej chwili miał przed sobą czarno na białem wynik swoich przedsięwzięć, zły czy dobry.
— Wiem przynajmniej — rzekł z jowialnym swoim śmiechem — jaką drogą zdążam do ruiny.
W tej chwili jednak urwał, ciskając przez zęby zaklęcie. Od kilku minut, w miarę jak powozik