Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

cego innych? Dużo go obchodzi łagodniejszy spadek i skrócenie drogi! Koń jego pociągnie go jeszcze parę staj i na tem koniec!
Hourdequin nie miał też wcale potrzeby wysłuchiwania ich uwag, aby wiedzieć, co o tem myślą. On sam dla tego tylko tak gorąco pragnął tej szosy, że przechodziła tuż obok jego folwarku i ułatwiała zwózkę z jego pól. Z tego samego powodu Macqueron i Delhomme, których grunty będą dotykały nowej drogi, nalegali na uchwalenie wniosku. Zyskiwał on w ten sposób trzy głosy, ale ani Gwóźdź ani drugi radny nie mieli żadnego w nim interesu; co się zaś tyczy Lengaigne’a, przeciwstawiał się on energicznie projektowi przedewszystkiem dla tego, że nie widział w nim żadnego dla siebie zysku, a, nadto, wściekły był, że współzawodnik jego odniósłby z niego pewne korzyści. O ile Gwóźdź i ów pozostały radny będą głosowali przeciw wnioskowi, będzie trzech przeciwko trzem. Niepokój owładnął Hourdequinem. Wreszcie rozpoczęła się dyskusja.
— Na co się nam to zdało? Na co się zdało? — powtarzał Lengaigne. — Mamy już przecież drogę! Chyba dla przyjemności wyrzucania pieniędzy, wyciągania ich z kieszeni Jana, żeby włożyć je do kieszeni Piotra?... Ty chociaż przyrzekłeś oddać darmo grunt.
Była to podstępna przymówka pod adresem Macquerona, który, żałując już gorzko swojego napadu wspaniałomyślności, skłamał bez zająknienia.
— Nic nie przyrzekałem... Kto ci o tem nabujał?
— Kto? Ależ ty sam do licha?... Wobec wszystkich! Wobec Lequeu chociażby. Był przy tem, może mówić... Prawda, panie Lequeu?
Nauczyciel, wściekły z powodu niepewności o los swojej prośby, zrobił ręką pogardliwy gest. — Co go obchodzą wszystkie te ich brudne historje?
— Do djabła! — wołał dalej Lengaigne — skoro niema już uczciwości na świecie, lepiej doprawdy żyć