jem. Cielę jakieś, odłączone od matki, nie przestawało beczeć. Po przez sam środek ciżby goniły się psy, skowycząc i ujadając, czarne kundle i wielkie pudle, z których jednemu przetrącono łapę. Potem, w chwilach nagłej ciszy, słychać tylko było krakanie wron, wystraszonych hałasem, szybujących dokoła dzwonnicy. Nad ciepłym oparem bydląt unosiła się ostra, przenikliwa woń przysmalonego rogu, szerzona stale, jak zaraza, przez poblizką kuźnię, w której chłopi, korzystając z przyjazdu na targ, kazali podkuwać swoje konie.
— No, będzie trzydzieści? — powtarzał niezmordowany Kozioł, zbliżając się do wieśniaczki.
— Nie, trzydzieści pięć!
I widząc, że inny kupujący stoi przed krową, targując ją również, schwycił Kozioł bydlę za pysk otwierając przemocą szczęki, aby zajrzeć mu w zęby, poczem puścił krowę i skrzywił się. W tej samej chwili zwierzę zaczęło paskudzić; łajno spadało na ziemię miękko; przyglądał się temu przez chwilę, krzywiąc się coraz bardziej. Kupujący, wysoki, bladawy chłop, widząc ten grymas na twarzy Kozła, cofnął się.
— Nie, nie chcę już krowy — oznajmił Kozioł — Ma zepsutą krew. — Tym razem sprzedająca nie wytrzymała i uniosła się. Tego tylko chciał Kozioł. Zaczęła obrzucać go wymysłami, na co on, nie pozostając dłużnym, odpowiedział jej potokiem obelżywych, ordynarnych wyzwisk! Dokoła zaczął zbierać się tłum, rozbawiony, roześmiany. Mąż, stojący za żoną, nie ruszał się w dalszym ciągu. Wreszcie, trącił ją łokciem i kobieta nagle zawołała:
— Bierzcie ją za trzydzieści dwa pistole?
— Nie, za trzydzieści!
I odszedł znów, ale sprzedająca przywołała go napowrót zdławionym głosem:
— A niech cię, łajdaku zatracony! weź ją sobie!... Ale, do cholery, na drugi raz wolałabym powyrywać ci kłaki ze łba!
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.