— Ależ ciotko, naprawdę, wesele nie może się obejść bez was!
— Nie, nie, to nie dla mnie. Czy to ja mam czas czy mam co wdziać na siebie?.. Taki duży wydatek... Można doskonale żyć i nie chodzić na wesela.
Musieli powtarzać dziesięć razy zaproszenie, na które w końcu odpowiedziała chmurnie:
— Ha, skoro mnie niewolicie, to przyjdę. Ale pamiętajcie, że robię to tylko dla was.
Widząc, że nie odchodzą, zaczęła toczyć walkę z samą sobą, bowiem obyczaj wymagał w podobnej okoliczności poczęstowania zapraszających szklanką wina. Zdecydowała się wreszcie i zeszła do piwnicy, mimo że miała na górze napoczętą butelkę. Na podobne okazje jednak miała resztkę skwaśniałego wina, którego sama nie mogła pić, tak było przykre w smaku. Nazywała je „przepędzaczem kuzynów“. Napełniła dwie szlanki i spojrzała tak ostro na bratanka i bratanicę, że musieli wychylić je do dna, bez skrzywienia się, aby jej nie urazić. Wyszli od niej z gardłem przepalonem dzikim kwasem.
Tegoż jeszcze wieczora Kozioł i Lizka poszli do Białej Róży, do państwa Karolostwa. Tam jednak natrafili na przygodę wielce tragiczną.
Pan Karol był w ogrodzie, wyraźnie wzburzony. Musiał widocznie doznać gwałtownego jakiegoś wstrząśnienia w chwili, kiedy oczyszczał z zeschłych gałązek liści krzew pnącej róży, bowiem trzymał w ręku zakrzywiony nóż ogrodniczy, a drabina oparta była jeszcze o mur. Opanował się jednak i zaprosił ich do salonu, w którym Elodja haftowała ze zwykłą swoją skromną minką.
— A! pobieracie się za tydzień?... To bardzo dobrze, moje dzieci... Ale na wesele nie będziemy mogli przyjść. Pani Karolowa jest w Chartres i zostanie tam ze dwa tygodnie.
Podniósł ciężkie powieki i rzucił okiem na młodą dziewczynę.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.