dy tualetowej, stanowiącej specyficzny zapach domu, prześladujący ją nieodstępnie niby żal za przeszłością. Wyczekiwała też niecierpliwie okresów wzmożonej pracy, i jechała odmłodzona, szczęśliwa, po dwukrotnem ucałowaniu wnuczki, której przyobiecywała, że odda te całusy, tego samego jeszcze wieczora, jej matce, w cukierni.
— O, jakie to przykre! jakie przykre! — powtarzał Kozioł na myśl, że nie będzie na jego weselu państwa Karolostwa. — A gdyby tak kuzynka zechciała napisać do naszej ciotki, żeby wróciła?
Elodja, rozpoczynająca już piętnasty rok, podniosła odętą twarz chlorotycznej dziewczyny z rzadkiemi włosami, tak bladą, że świeże powietrze wiejskie zdawało się bardziej jeszcze ją anemizować.
— O, nie! — odparła — babcia mówiła mi, że będzie miała na jakie dwa tygodnie roboty przy cukierkach. Przyrzekła nawet przywieźć mi ich całą paczkę, jeżeli się będę dobrze sprawowała.
Było to pobożne kłamstwo. Babka przywoziła jej z każdej jazdy do Chartres cukierki, fabrykowane, jak była przekonana, w cukierni jej rodziców.
— Trudno, w takim razie niech wuj przyjdzie sam, z małą — zaproponowała Lizka.
Ale pan Karol nie słuchał, opanowany znów poprzedniem podnieceniem. Zbliżył się do okna, zdając się wypatrywać kogoś, wtłaczając przemocą do gardła okrzyk gniewu, jaki się w nim zrywał. Wreszcie, niezdolny powstrzymać się dłużej, wysłał wnuczkę z pokoju.
— Idź się pobawić na dworze, kochanie.
Kiedy wyszła, przywykła, że ją wysyłano, jak tylko dorośli wszczynali rozmowę, stanął w środku pokoju, założył ręce na krzyż i tonem pełnym oburzenia, które wykrzywiało drganiem jego starannie wygoloną, tłustą, żółtą twarz dymisjonowanego urzędnika, wyrzucił z siebie wreszcie:
— Ktoby temu uwierzył? podobna ohyda!... —
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.