Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

nu. Zrazu, na wielkich kwadratach brunatnej ziemi zazielenił się meszek zaledwie dostrzegalny, nieomal niewyczuwalny. Potem ta barwa zielona nasilała się, ziemię pokrywały jednostajne prawie dywany w kolorze zielonego aksamitu. Potem źdźbła strzelały wzwyż, gęstniały, każda roślina inny, swoisty przybierała odcień. Zdaleka też odróżniał żółtawą zieleń pszenicy, niebieskawą — owsa, szarawą — żyta, niekończące się łany, rozpostarte we wszystkich kierunkach wpośród czerwieniejących połaci kwitnącej koniczyny. W tym okresie Beaucja strojna była w całą krasę młodości w wiosennej swojej szacie, gładkiej i świeżej, kojącej wzrok swoją jednostajnością. Łodygi rosły wciąż, aż wreszcie zafalowały ruchomym, głębokim, bezkresnym oceanem zbóż. Zrana, w piękne, pogodne dni unosił się nad nim mglisty, różowy opar. W miarę, jak słońce wschodziło coraz wyżej w przejrzystem powietrzu, wiał szerokiem, miarowem tchnieniem wiatr, żłobiąc pola smugami brózd; fala jego szła od widnokręgu, ciągnęła się wgłąb i ginęła na przeciwległym krańcu. Barwy bladły w lekkiem drganiu, mora ze starego złota przelewała się po powierzchni zbóż, błękitniały owsy, a rozedrgane żyto miało liljowe odbłyski. Jedna fala szła bez przerwy za drugą, nieustanny przypływ, gnany wdal tchnieniem wiatru, marszczył gładką toń łanów. Kiedy zapadał wieczór, wydawały się dalekie, jasno oświetlone fasady domów jak gdyby białemi żaglami; strzelające w górę dzwonnice czyniły wrażenie masztów, wbitych poza brózdami gruntu. Było zimno, mrok potęgował wrażenie wilgoci i szmeru otwartego morza; daleki las tonął w mgle, podobny do rozwianej plamy lądu.
I w dni słotne, ponure, bezsłoneczne, przyglądał się Kozioł okolicy, przyglądał się Beaucji, rozesłanej u jego stóp, jak rybak przygląda się ze swojego występu skalnego wezbranemu morzu, na którem nawał-