Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

młodszej z dziewcząt, dokonania tego podziału aby uniknąć wszelkich przykrości później. Ale Kozioł żachnął się. — Po co? Franusia jest za młoda, ziemia nie jest jej tymczasem potrzebna. Czy się co w jej życiu zmieniło? mieszka u siostry, jak dawniej, ma wikt i przyodziewek; nie może chyba narzekać. Na wszystkie też wywody stary potrząsał tylko głową: nigdy nie można wiedzieć, co się stanie, najlepiej ustalić wszystko w porządku, I młoda dziewczyna ze swej strony nalegała także; chciała wiedzieć, jaki jest jej udział, chociażby nawet miała go potem zostawić opiece szwagra. Ten jednak rozbroił ją pozorną dobrodusznością swoją, uporem i drwinkami, a także popisywaniem się wszędzie przyjemnością życia rodzinnego w zgodzie i zadowoleniu.
— Trzeba żyć zgodnie, to dla mnie najważniejsze!
I rzeczywście, w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy nie było najmniejszej sprzeczki ani między siostrami, ani między małżeństwem. Powoli wszelako jęło się coś psuć. Zaczęło się od złych humorów. Z początku były tylko dąsy, potem poszły wzajemne zarzuty, z obu stron padały ostre słowa, na dnie tych żalów obustronnych ferment „mojego“ i „twojego“ toczył w dalszym ciągu swoje dzieło zniszczenia, psując stopniowo i niwecząc całą przyjaźń.
Lizka i Franusia nie ubóstwiały się już wzajem z dawną wielką dla siebie tkliwością. Nikt już nie spotykał ich, objętych wpół, owiniętych jedną i tą samą chustką i tak przechadzających się o zmierzchu. Chłód wzajemny potęgował się między niemi, jak gdyby ktoś sztucznie je rozłączył. Od czasu, kiedy zamieszkał z niemi obcy mężczyzna, wydało się Franusi, że zabrano jej siostrę. Dawniej dzieliły się obie wszystkiem, teraz dzielił je mężczyzna, należący tylko do jednej. Stał się on dla niej w ten sposób kimś obcym, zawadą, tarasującą dostęp do jej serca, w któ-