wej suszy, ani kropla deszczu nie spadła od sześciu tygodni. Wracał do domu z zaciśniętemi pięściami, wszystko przewracało się w nim na widok zagrożonych zbiorów, marnego żyta, chudego owsa, kłosów, spalonych już przed zawiązaniem się ziarna. Cierpiał zupełnie tak samo jak jego zboża, żołądek zwężał się w nim, członki kurczowo zaciskały się, malały, wysychały, żarte niepokojem i gniewem. Pewnego rana po raz pierwszy starł się ostro z Franusią. Parno było; w rozchełstanej koszuli i rozpiętych, opadających mu z pośladków, portkach, tak, jak wrócił po umyciu się przy studni, usiąść chciał przy stole. Franusia, która przyniosła mu miskę zupy, pokręciła się przez chwilę za nim, w końcu wszakże nie wytrzymała i, cała ponsowa, wybuchła gniewem.
— Spuść koszulę! słyszysz? to obmierzłe!
Nie był usposobiony do żartów; uniósł się:
— Do djabła ciężkiego! przestaniesz ty się mnie czepiać?... Jak ci się nie podoba, to nie patrz!... Widać miałabyś już ochotę sama popróbować, smarkulo, kiedy tak wciąż kręcisz się koło tego?
Zaczerwieniła się jeszcze mocniej i coś wymamrotała, kiedy Liza palnęła głupstwo, dodając:
— Sprawiedliwie mówi — dosyć już mamy ciebie!... Lepiej, żebyś sobie poszła, jeżeli niema nam być wolno robić w naszym domu, co nam się podoba.
— Dobrze! pójdę sobie — z wściekłością zawołała Franusia, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ale nazajutrz Kozioł ochłonął, był w najlepszym humorze, gotowy do zgody, żartował. W nocy niebo zaciągnęło się chmurami i od dwunastu godzin padał drobny, ciepły, przenikający wgłąb ziemi deszcz, jeden z tych deszczów, które przywracają pola do życia. Otworzył okno kuchenne, wychodzące na obszary niw i stał przy niem od świtu, przyglądając się spadającej z nieba wodzie. Promieniał, powtarzając raz wraz, z rękami głęboko zasuniętemi
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.