namowy córki, sprzedajcie dom i przenieście się do niej.
— Aha! Zatem to i pańska rada! — szepnął Fouan, rzucając z ukosa okiem na Delhomme’a, który udawał obojętnego. Zauważywszy wszakże to podejrzliwe spojrzenie, odezwał się:
— Widzicie, ojcze, ja nic nie mówię, bo mogłoby wam się zdawać, że mam w tem jakiś swój interes... O, nie, do licha, wcale nam z tem nie będzie wygodnie... Tylko, rozumiecie? gniewa mnie, że żyjecie tak marnie, kiedy mogłoby wam być tak dobrze.
— Dobrze, dobrze — mruknął stary — muszę się jeszcze nad tem zastanowić... Sam wam powiem, jak się na to zdecyduję.
I ani zięć, ani notarjusz nie mogli z niego wydostać nic więcej. Uskarżał się, że go przynaglają i resztką władzy, coraz bardziej obumierającej, odgradzał się od dzieci z uporem starego człowieka, wbrew własnej korzyści bodaj. Po za niewytłomaczonym lękiem przed wyzbyciem się i domu także, po wyzbyciu się gruntu, nad czem tyle przecierpiał, odmawiał uparcie właśnie dlatego, że wszyscy dokoła chcieli, żeby przystał. Muszą szelmy węszyć w tem jakiś zysk dla siebie! Zgodzi się, jak będzie chciał, kiedy mu się spodoba.
W przeddzień Hjacynt, zachwycony, uległszy pokusie pokazania Flądrze czterech stususowych monet, zasnął, trzymając je mocno w zaciśniętej garści, bo ta łajdaczka ściągnęła mu jedną ostatnim razem i ukryła pod siennikiem. Skorzystała z tego, że ojciec wrócił pijany, aby wmówić w niego, że musiał ją zgubić. Zbudziwszy się, zdrętwiał z przerażenia, bo podczas snu wypuścił z ręki monety; znalazł je jednak pod własnemi pośladkami, rozgrzane, co wprawiło go w stan radosnego szału nieledwie. Ślina mu ciekła na myśl o przepiciu ich u Lengaigne’a. Przecież to dzień święta: świnią byłby, kto wróciłby do
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.