Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

śladkach, po całem ciele przedwcześnie rozbudzonego dziecka, które zresztą niewiele sobie robiło z razów, znajdując nawet pewną przyjemność w mocnem tem łaskotaniu jej skóry. Śmiejąc się też nerwowo, wpadła jednym skokiem do „Zamku“ i przykucnęła w kącie, do którego biczysko nie sięgało.
— Oddawaj zaraz twoją stususówkę. Za karę! — krzyknął ojciec. Przysięgła, że ją zgubiła w biegu. Nie uwierzył i obszukał ją całą, a nie znalazłszy wybuchnął ponownie.
— Tak, dałaś ją twojemu chłopu... Psiakrew, draniu jeden, nietylko bawisz się z chłopami, ale płacisz im jeszcze za to!
I wybiegł z domu, wściekły, zamknąwszy dziewczynę, której zapowiedział, że zostanie sama jedna do następnego dnia, bo nie ma zamiaru wrócić na noc.
Flądra, po jego wyjściu, obejrzała całe swoje ciało, na którem znaczyło się kilka sinych pręg, uczesała się na nowo i ubrała. Poczem, spokojnie, otworzyła zamek u drzwi, nabrawszy z czasem wielkiej do tej roboty zręczności, i wyfrunęła, nie zadając sobie nawet fatygi zamknięcia za sobą drzwi. — O! wiele sobie robi ze złodzieja! dużo znajdzie, jak mu się zechce przyjść!... Wiedziała, że spotka Nénessa i Delfina w małym lasku na brzegu Aigry. Czekali tam na nią rzeczywiście i kolej przypadła teraz na Nénessa. On miał trzy franki, a jego kuzyn trzy susy. Delfin oddał dziewczynie jej pięciofrankówkę i cała trójka postanowiła przejeść i przepić wszystkie pieniądze pospołu. Wrócili na jarmark, gdzie dziewczyna zafundowała obu chłopcom słodycze, a sobie kupiła wielką kokardę z ponsowego atłasu, którą wpięła w krucze włosy. Ojciec jej tymczasem poszedł wprost do Lengaigne’a, i po drodze spotkał się z polowym Bécu, który paradował w nowej bluzie, przypiąwszy sobie do niej urzędową swoją blachę. Hjacynt z miejsca ostro na niego natarł: