Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

dał Hjacynt, zacząwszy ni stąd ni zowąd tykać Lengaigne’a, — ta ma wszędzie.
Ojciec nadął się pychą.
— To się wie!
Zuzia była teraz w Paryżu. — Wysoko zajechała, — jak mówiono. Ojciec robił dyskretnego, mówił o doskonałej posadzie... Tymczasem wchodzili wciąż nowi goście i kiedy jeden z świeżo przybyłych zagadnął go o syna, Wiktora, wyjął powtórnie list: „Drodzy Rodzice. Donoszę wam, że jesteśmy w Lille, we Flandrji...“ Słuchano chciwie czytania, nawet ci, co już słyszeli pięć czy sześć razy, przysuwali się bliżej. — Naprawdę? szesnaście susów za litr? szesnaście? Tak, szesnaście!
— Przeklęty kraj! — Powtórzył Bécu.
W tej chwili wszedł Jan. Rzucił przedewszystkiem okiem na salę, jak gdyby wypatrując tam kogoś. Wnet jednak odwrócił się, rozczarowany, zaniepokojony. Od dwóch miesięcy nie miał już śmiałości chodzić często do domu obu sióstr, bo czuł, że Kozioł ochłódł dla niego, a nawet przybrał ton wrogi. Prawdopodobnie, nie umiał ukryć dostatecznie tego, co czuł dla Franusi, wciąż wzrastającego uczucia przyjaźni, ogarniającego go coraz większym ogniem gorączki, i towarzysz musiał to zauważyć. Nie podobało mu się to widać, psuło jego rachuby. — Dobrywieczór — rzekł Jan, zbliżając się do stołu, przy którym Fouan i Delhomme siedzieli przy butelce piwa.
— Siadajcie z nami, Kapralu! — zaprosił uprzejmie Delhomme.
Jan przyjął przepijając do nich, zapytał:
— Dziw, że Kozioł nie przyszedł?
— Właśnie idzie! odparł Fouan.
W istocie, wszedł w tej chwili Kozioł, ale sam. Obszedł powolnym krokiem wszystkie stoły, witając się ze znajomymi, potem, zbliżywszy się do stołu, przy którym siedział ojciec i szwagier, stanął, odma-