matka Fouan, znacznie niższa, zachowała dawną tuszę z wydatnym jeno na starość brzuchem, zdradzającym początki wodnej puchliny, z twarzą koloru dojrzałego jęczmienia, na której wszystko było okrągłe: i oczy i usta, zaciśnięte nieskończonem mnóstwem drobnych zmarszczek, niby sakiewka skąpca. Ogłupiona, sprowadzona w domu do roli potulnego, karnego bydlęcia roboczego, drżała zawsze przed despotycznym autorytem męża.
— No, nareszcie jesteście! — zawołała Fanny, wstając na powitanie rodziców.
Delhomme podniósł się także. Za starymi przywlókł się ponownie Hjacynt, kołysząc się miarowo na biodrach i nie mówiąc ani słowa. Rozgniótł koniec swojego cygara, aby je zagasić i wsunął cuchnący cybuszek do kieszeni bluzy.
— Przyszliśmy — oznajmił Fouan. — Brak jeno Kozła... Nigdy nie umie przyjść w porę, nigdy nie stosuje się do innych ten łajdak.
— Widziałem go na targu — wtrącił Hiacynt głosem ochrypłym z pijaństwa.
— Przyjdzie, przyjdzie...
Kozioł, młodszy z braci, liczący dwadzieścia siedem lat, zawdzięczał swoje przezwisko upartej swojej głowie, wciąż burzącej się, upierającej się przy własnych koncepcjach, które były w istocie jego tylko i niczyje inne. Już jako mały chłopak nie mógł zżyć się z rodzicami, a potem, wyciągnąwszy wysoki numer przy stawaniu do wojska, uciekł z domu i zgodził się na służbę naprzód do Borderie, a potem do Chamade.
Stary Fouan nie przestawał zrzędzić. Syn wszedł żywy i wesoły, niewiele sobie z tego robiąc. Wielki, rodzinny nos Fouanów spłaszczył się nieco u niego, a dolna część twarzy, obie szczęki, wysunięta była naprzód, niby potężne żuchwy drapieżnego zwierzęcia... Skronie uciekały mu wtył, cała górna część czaszki była zwężona i, pod pozornym, wesołym uśmieszkiem jego szarych oczu, kryła się gwałtowność i chytrość.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.