mocno, że ukazały się nogi. Dobre i to. Kozłowie odetchnęli z ulgą: zdawało im się, patrząc na te wystające nogi, że mają już kawałek swojego cielęcia. Od tej chwili przejęci byli jedną tylko myślą: ciągnąć, żeby mieć je jaknajprędzej, jak gdyby w obawie, że może cofnąć się i nie wyleźć więcej.
— Lepiej byłoby nie przynaglać go — mądrze zauważyła matka Frimat. — Wyjdzie i tak.
Franusia była tego samego zdania. Ale Kozioł niecierpliwił się, przychodził co chwilę dotykać nóg, zirytowany, że nie wysuwają się bardziej. Nagle schwycił sznurek, i, przy pomocy żony, drżącej z niecierpliwości, tak samo jak on, uwiązał mocny węzeł dokoła cielęcia, że zaś w tej samej właśnie chwili nadeszła matka Bécu, wszyscy uczepili się sznura: Kozioł pierwszy, potem matka Frimat, za nią stara Bécu, Franusia i na końcu Lizka, która przykucnąć musiała ze swoim grubym brzuchem do ziemi.
— Dalej! ciągnij! — wołał Kozioł — wszyscy razem!... Psiakrew bydlę! Nie wysunęło się ani na palec! Przyklejone tam do środka, czy co?... No, dalej! dalej! wyłaź, niezdaro!
Kobiety spocone, zadyszane, powtarzały za nim:
— Dalej! dalej! wyłaź, niezdaro!
Nagle zaszła katastrofa. Stary, nawpół zbutwiały sznur urwał się i wszyscy, w pośród krzyków i klątw, wywrócili się na podściółkę.
— Nic nie szkodzi! Nic sobie nie zrobiłam! — zapewniała Lizka, która potoczyła się aż pod ścianę i której pospieszono na pomoc.
Zaledwie jednak podniosła się, zakręciło jej się w głowie i musiała usiąść. W kwadrans później trzymała się za brzuch, bóle z dnia poprzedniego ponowiły się, silne, w regularnych odstępach! — Jakie nieszczęście, że krowa nie sprawiła się prędzej i że ją samą znów chwyciły bóle, tak że, kto wie, czy nie
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/301
Ta strona została uwierzytelniona.