w trepy, w niebieskich pończochach, sięgających kolan, a spódnica, podkasana aż po pierś, odsłaniała potworny jej brzuch, tłuste uda, bardzo białe i tak rozkraczone, że można było zajrzeć w głąb aż pod samo serce.
W oborze został Kozioł z Franusią, aby poświecać panu Patoirowi. Oboje przysiedli na piętach, trzymając każde, tuż blizko, świecę, podczas kiedy weterynarz, wyciągnięty znów na brzuchu, robił lancetem cięcie dokoła lewego podkolanka. Odkleił skórę i pociągnął za łopatkę, która obnażyła się i oderwała. W tej samej chwili Franusia, blednąc, bliska omdlenia, upuściła świecę i uciekła, wołając:
— Biedna moja stara Jałosia... Nie chcę na to patrzeć! nie chcę! nie mogę!...
Patoir uniósł się gniewem, tembardziej, że musiał się podnieść, aby ugasić słomę, która zatliła się od przewróconej świecy, o mały włos nie wzniecając pożaru.
— Psiakrew smarkula! to ci ma nerwy!... Księżniczka!... Byłaby nas uwędziła żywcem na szynki!.. Franusia, biegnąc bez opamiętania, rzuciła się wreszcie na krzesło w izbie, gdzie rodziła jej siostra, której rozkraczona pozycja wcale jej jednak nie przeraziła, jak gdyby była rzeczą naturalną i zwykłą po tem, na co patrzyła w oborze. Obronnym gestem ręki odepchnęła od siebie wizję rozćwiartowanego żywego ciała bydlęcia i, zająkując się ze wzruszenia, opowiedziała, co tam robią krowie.
— To na nic, muszę tam wrócić — odezwała się nagle Liza, która, nie bacząc na bóle, podniosła się z pomiędzy swoich trzech obalonych stołków.
Ale matka Frimat i matka Bécu gniewnie przytrzymały ją na miejscu.
— Jeszcze czego? Leż spokojnie! Co u djabła masz w brzuchu? — ofuknęła ją matka Bécu.
A matka Frimat dodała:
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.