— Doskonale! i tobie pękła butelka!
W istocie wody odeszły nagle, wsiąkając przez prześcieradło w podesłaną słomę. Rozpoczęły się ostatnie bóle wypychające. Obnażony brzuch, napierając bezwolnie, nadymał się nieomal do pęknięcia, a nogi w niebieskich pończochach zaginały się i rozginały, bezwiednym ruchem pogrążonej w wodę żaby.
— Żeby cię uspokoić, pójdę sama i zasięgnę języka — rzekła matka Bécu, która od tej chwili krążyła wciąż między oborą, a izbą. Wreszcie, dla oszczędzenia sobie drogi, wykrzykiwała już tylko nowiny, stojąc na środku kuchni. Weterynarz dokonywał w dalszym ciągu swojego dzieła ćwiartowania, leżąc na zbroczonej, przesiąkłej krwią i odchodami podściółce. Była to ciężka i brudna praca, przy której wyglądał obmierzle, ochlapany krwią od góry do dołu.
— Wszystko idzie dobrze, Lizko... — wołała z kuchni matka Bécu. — Nadymaj się co siły! Mamy już drugą łopatkę... O, teraz odrywa głowę... Ma ją już... Jaka głowa jaka głowa!... A teraz już po wszystkiem!... całe ciało chlusnęło, jak jeden kluch! Lizka przyjmowała każdą fazę chirurgicznego zabiegu rozdzierającym jękiem. Niewiadomo było, czy cierpi za siebie, czy za krowę. Wtem Kozioł przyniósł głowę, chcąc ją pokazać jej. Wszyscy krzyknęli w jeden głos:
— O! jakie piękne cielę!
Lizka, nie przestając pracować, nadymając się jeszcze mocniej, napinając mięśnie brzucha i posiniałe, nabrzękłe uda, wpadła w nieukojoną rozpacz.
— Boże! Boże!... jakie nieszczęście!... Takie piękne cielę, mój Boże!... Czy może być większe nieszczęście?... Takie piękne cielę!... Nie było jeszcze piękniejszego!... Franusia lamentowała także i narzekania wszystkich stały się tak napastnicze, tak wy-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.