raźnie zawierały wrogie zarzuty, że Patoir uczuł się niemi dotknięty. Przybiegł, zatrzymując się jednak dla przyzwoitości przed drzwiami izby.
— Cóż to, nie uprzedzałem was?... Zaklinaliście mnie, żebym wam uratował krowę... Znam was dobrze, szelmy! Gotowi teraz jesteście rozpowiadać wszystkim, że zabiłem wam waszego cielaka.
— Ależ nie, ależ nie! — uspokajał go Kozioł, wracając wraz z nim do obory... A jednak, to naprawdę pan je poćwiartował!
Lizkę, przykucniętą na ziemi pomiędzy trzema odwróconemi stołkami, zalała w tej chwili fala skurczu, który z głębi łona, pod skórą, schodził aż do ud, nie przestając rozciągać mięśni jej ciała. Franusia, która do tej chwili, pogrążona w rozpaczy, nic nie widziała, osłupiała nagle, stojąc przed siostrą, której obnażone ciało dostrzegła w skrócie; podniesione kąty kolan na prawo i na lewo od kuli brzucha, drążonego przez okrągły, wgłębiony otwór. Było to tak nieoczekiwane, tak zniekształcone i potworne, że nie raziło jej poczucia obyczajności. Nie mogłaby sobie nigdy wyobrazić czegoś podobnego: jakby otwarta dziura przedziurawionej beczki, wielki rozwarty otwór szopy na siano, przez który rzuca się wiązki, zagęszczony czarnym porostem bluszczu. — Potem, kiedy zauważyła drugą kulę, mniejszą: główkę dziecka, wysuwającą się i znów cofającą przy każdem nadęciu, jak gdyby w nieustannej zabawie w ciuciubabkę, zdjęła ją tak gwałtowna chęć śmiechu, że musiała udać kaszel, aby nie posądzono jej o brak serca.
— Chwilkę jeszcze cierpliwości — pocieszała matka Frimat.
— Zaraz będzie po wszystkiem.
Uklękła pomiędzy nogami rodzącej, czyhając na dziecko, gotowa przyjąć je. Ale małe ociągało się, jak nazwała to matka Bécu; przez chwilę nawet
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.