cofnęło się na dobre i zdawało się, że już zostanie wewnątrz. Wówczas dopiero Franusia, otrząsnąwszy się z osłupienia na widok tej wyszczerzonej tuż nad nią czeluści kominowej doznała pewnego uczucia zażenowania, i, zdjęta nagłą litością, od chwili, kiedy odwróciła głowę, ujęła siostrę za rękę.
— Boli cię, biedna moja Lizko?!
— Tak, boli! boli... a nikt się nawet nie użali nademną... Żeby się chociaż kto użalił... O jej! znów się zaczyna! O jej!... Nie wyjdzie do licha, czy co?...
Mogło to trwać jeszcze długo, kiedy, nagle, dwa okrzyki rozległy się z obory. Patoir, zdziwiony, że Łaciata nie przestaje kręcić się niespokojnie i ryczeć, podejrzywał odrazu obecność drugiego cielęcia. — W istocie, wprowadziwszy znów prawą swoją rękę, wyciągnął je, bez trudu tym razem, jak gdyby chustkę z kieszeni. Radość tłustego, wesołego poczciwca była tak wielka, że, zapominając o przyzwoitości, wpadł do izby rodzącej z cielęciem na rękach, a za nim rozweselony i żartujący również Kozioł.
— No, co, gruba?... Chciałaś mieć cielę?... Masz je!...
I weterynarz, goły w wielkim swoim fartuchu, zataczał się od śmiechu, mając twarz i całe ciało ochlapane i umazane krowieńcem, a na rękach mokre jeszcze, jak gdyby odurzone cielę, którego zbyt ciężka głowa miała zabawny wyraz zdziwienia.
W pośród ogólnych uniesień zdjął Lizkę na widok weterynarza z nowonarodzonem cielęciem na ręku tak gwałtowny, nie dający się powstrzymać ani uspokoić napad szalonego śmiechu, że wołać zaczęła:
— O! jaki śmieszny! Po co mnie tak rozśmieszacie?... Nie mogę!... boli!... boli!... Pęknę chyba!... Nie dajcie mi się śmiać!... Umrę z tego śmiechu!...
Śmiech rozsadzał jej tłustą pierś i schodził do brzucha, wywołując w nim istną nawałnicę burzową,
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/309
Ta strona została uwierzytelniona.