nie przestawały kobiety co wieczór przy źródle gorączkować się na ten temat: — Co sobie ksiądz myśli? Chrzci mieszkańców Rognes, daje im śluby i grzebie ich w ich własnej wsi, a nie chce udzielić ich dzieciom, jak się należy, komunji świętej? — Ksiądz zawziął się jednak, odprawił tylko cichą mszę, załatwił się z pięciorgiem komunjantów na patatajkę, bez kwiatka, bez słowa modlitwy na pocieszenie; a nawet brutalnie znalazł się wobec kobiet, kiedy, rozdrażnione do łez bylejakiem tem odprawieniem uroczystości, błagały go o odśpiewanie nieszpór.
Ani mu się nie śni! daje im to, co musi dać i nic więcej!
Mogłyby mieć wielką mszę, nieszpory, śpiewy, wszystko w Bazoches, gdyby, z uporem sobie właściwym, nie zbuntowały się przeciw Bogu. Od tej scysji zerwanie pomiędzy księdzem Godardem a Rognes było nieuniknione; najdrobniejszy powód wywołać mógł katastrofę.
Kiedy Lizka poszła do księdza w sprawie ochrzczenia małej, chciał wyznaczyć datę na niedzielę po mszy. Ona jednak uprosiła go, aby pofatygował się raz jeszcze we wtorek, o drugiej, bo dopiero tego dnia zrana przyjechać ma chrzestna matka z Chartres. Zgodził się wreszcie, zalecając jej punktualność i grożąc, że nie będzie czekał ani sekundy.
We wtorek, punktualnie o drugiej, był już ksiądz Godard w kościele, zdyszany szybkim biegiem, zmoczony nagłą ulewą. Nie przyszedł jeszcze nikt. Jedynie Hilarjon, przy wejściu do nawy, zajęty był uprzątaniem kąta kaplicy, gdzie odbyć się miał chrzest i gdzie pełno było starych, potłuczonych tafli posadzki, leżących tam od niepamiętnych czasów. Od śmierci siostry utrzymywał się nieszczęśliwy kaleka z dobroczynności publicznej, i proboszcz, który wsuwał mu od czasu do czasu do ręki monety dwudziestosusowe, wpadł na pomysł zatrudnienia go tem uprzątnięciem, dziesiątki razy postanawianem
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.