Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

i zawsze odkładanem. Przez kilka minut zainteresował się ksiądz czynnością chłopca. Wnet jednak nastąpił pierwszy wybuch gniewu.
— Co u licha? Drwią sobie ze mnie? Już dziesięć minut po drugiej.
W chwili, kiedy przypatrywał się, położonemu z przeciwległej strony placu, domowi Kozłów, niememu, jak gdyby uśpionemu, spostrzegł polowego, który czekał przed portykiem, paląc swoją fajeczkę.
— Zacznijcie dzwonić, Bécu! — krzyknął. — Zdecydują się może przyjść te nygusy.
Bécu uwiesił się u sznura dzwonu, zupełnie pijany, jak zazwyczaj. Ksiądz poszedł włożyć komżę. W niedzielę jeszcze przygotował akt chrztu, licząc, że odprawi ceremonję bez asysty dziecięcego chóru, który, zmuszając go zachowaniem swojem do klęcia i wymyślania, narażał duszę jego na wieczne potępienie. Po ukończeniu przygotowań zaczął się znów niecierpliwić. Upłynęło jeszcze dziesięć minut, dzwon nie przestawał dzwonić, uporczywie, rozpaczliwie, wśród głębokiej ciszy opustoszałej wsi.
— Gdzież oni tkwią do licha? Trzeba ich chyba ściągnąć za uszy!
Wreszcie spostrzegł wychodzącą od Kozłów Starszą, kroczącą, jak zwykle, z miną rozsierdzonej królowej, prostą i suchą jak oset, mimo swoich osiemdziesięciu pięciu lat.
Cała rodzina zgnębiona była wielką troską: zebrali się wszyscy goście z wyjątkiem chrzestnej matki, na którą czekano daremnie od rana. Pan Karol, zakłopotany, powtarzał nieustannie, że nie rozumie, co mogło się stać, że jeszcze wczoraj wieczorem otrzymał list i że tylko co patrzeć pani Karolowej, którą mogło zatrzymać coś chyba w Cloyes. Lizka, zaniepokojona, wiedząca dobrze, że ksiądz nie znosi czekania, wpadła na myśl posłania mu Starszej, aby go uprosiła o kilka chwil cierpliwości.