Zniecierpliwiony notarjusz przynaglił go.
— Siądźcież do licha, Chrystusie!
Widząc, że nikt nie decyduje się przemówić, musiał sam otworzyć debaty.
— Postanowiliście zatem, ojcze Fouanie, za życia już rozdzielić wasz majątek pomiędzy dwóch waszych synów i córkę? — Stary nie odpowiedział nic, inni pozostali w nieruchomem oczekiwaniu, pokój zaległa cisza. Notarjusz, przywykły do ociągania się klijentów, nie naglił również. Urząd jego był dziedziczny w rodzie Baillehache’ow i od dwustu pięćdziesięciu lat przechodził z ojca na syna. Osiedli w Cloyes, pochodzący ze starego rodu tubylczego, przejęli od klijentów swoich pełną rozmysłu powolność i chytrą podejrzliwość, rodzącą długie, milczące pauzy i wiele niepotrzebnych słów, bez których obyć się nie mogło przy najdrobniejszym sporze.
I teraz więc pan Baillehache otworzył scyzoryk i zaczął czyścić nim paznogcie.
— No i cóż? Zdecydowaliście się chyba? — powtórzył wreszcie, patrząc staremu prosto w oczy.
Zainterpelowany tak obcesowo Fouan odwrócił się, spojrzał po wszystkich, zanim zdecydował się przemówić, dobierając słów.
— Tak, tak się zdaje, panie Baillehache... Mówiłem panu o tem podczas żniw, a pan radził mi dobrze jeszcze się namyślić; dużo myślałem i widzę, że trzeba będzie jednak skończyć na tem.
Wyjaśnił skłaniające go do tego kroku powody w zdaniach urywanych, do których wtrącał co chwilę uboczne jakieś szczegóły. Czego jednak nie wypowiedział słowami, a co brzmiało wyraźnie w głosie jego, zdławionym wzruszeniem, był to bezmierny smutek, głuchy żal, ból gwałtowny, rozdzierający mu piersi na myśl rozstania się z ziemią, tak pożądliwie wyczekiwaną przez niego przed śmiercią jego własnego ojca, uprawianą w następstwie z zajadłością zwierzęcia w okresie parzenia się, powiększaną potem
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.