Tego dnia dął silny wiatr ciepłemi, nagłemi podmuchami, naganiającemi wielkie szmaty ciężkich chmur, a słońce wydostając się z po za nich, przyżegało skórę niby rozżarzonem do czerwoności żelazem. Od rana czekał Soulas na wodę, którą miano przynieść z folwarku dla niego i dla owiec. Ściernisko, na którem je wypasał, położone było w północnej części Rognes, zdala od wszelkich stawów i kałuż. W oparkanionej zagrodzie, wpośród ruchomych siatek, umocowanych na wbitych w ziemię, zakrzywionych palach, tarzały się owce, dysząc ciężko i porywiście; dwa psy rozłożone przed zagrodzeniem, ziajały równie ciężko i krótko, wywiesiwszy długie ozory. Pasterz, chcąc mieć odrobinę cienia, usiadł, oparty plecami o budę na dwóch kołach, którą popychał naprzód przy każdem przesunięciu się stada na inne pastwisko. Służyła mu ona za posłanie, szafę i śpiżarnię. W południe słońce zaczęło prażyć tak nieznośnie, że podniósł się, wypatrując, czy nie dostrzeże wdali Augusta, powracającego z folwarku, dokąd go posłał, żeby się dowiedzieć, dlaczego nie przysyłają beczki z wodą.
Po długiem oczekiwaniu dostrzegł nareszcie pastuszka, który wołał zdaleka:
— Zaraz przyślą, nie mieli rano koni!...
— Ach ty, zakuta pało, nie mogłeś wziąć choć z litr wody dla nas?
— O, patrzajta, nie przyszło mi to wcale do głowy... Ale samem się napił...
Soulas zamierzył się na malca ściśniętym kułakiem, ale chłopak w porę odskoczył w bok. Rozwścieczony pasterz klął na czem świat stoi i w końcu, pomimo dojmującego, ściskającego mu gardło pragnienia, zdecydował się zacząć jeść bez picia. Na jego rozkaz, August, zbliżając się nieufnie, wyjął z budy czerstwy, z przed ośmiu dni chleb, garść zeszłorocznych orzechów i wysuszony ser, poczem zasiedli obaj do jedzenia, a psy, które umieściły się przy nich, nie
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/356
Ta strona została uwierzytelniona.