ną takiem publicznem pomówieniem jej o skąpstwo. Blada ze złości odpowiedziała:
— Może ojciec wychlać całą beczkę chociażby, aż do pęknięcia, jeżeli ma ochotę... Nie chcę tylko, żeby zapaskudzano mi przy tem stół szklankami, z których przelewa się przez wierzch, aż zostają mokre kręgi pod spodem, jak w szynku.
W oczach starego błysnęły łzy.
— Trochę mniej dbania o czystość i trochę więcej serca, moja córko — szepnął.
Odwrócił się od niej i, podczas kiedy wycierała ze złością stół, stanął przy oknie i, wpatrzony w ciemną noc, która tymczasem zapadła, pogrążył się w bolesną zadumę.
Delhomme, który z umysłu nie brał udziału w całej tej sprzeczce, milczeniem swojem pochwalał niejako rozumną stanowczość żony. Nie chciał jednak pozwolić Janowi odejść, nie poczęstowawszy go jeszcze jedną szklanką wina, ale już podaną przez żonę na talerzu. Półgłosem zaczęła się ona tłomaczyć:
— Trudno sobie wyobrazić, jak ciężko jest wytrzymać ze starymi. Mają mnóstwo złych przywar i wolą zdechnąć niż się odzwyczaić... Ojciec nie jest nawet z najgorszych... zresztą nie ma już sił na to. Wolałabym doprawdy mieć do czynienia z czterema krowami, niż doglądać jednego starego.
Jan i Delhomme przytakiwali jej kiwaniem głową. Wywody jej przerwało nagłe wejście Nenesse’a, ubranego z miejska, w wymyślne jakieś spodnie i bluzę, kupione gotowe w kramie ojca Lambourdieu oraz w melonik z twardego filcu. Swoją wydłużoną szyją, wygolonym karkiem, niebieskiemi oczyma na gąbczastej, przystojnej twarzy, a nadewszystko swojem kołysaniem się na biodrach sprawiał podejrzane wrażenie, dziewki raczej niż młodego chłopaka. Czuł zawsze nieprzezwyciężoną odrazę do roli i był właśnie na wyjezdnem do Chartres, gdzie zgodził się na służbę do restauratora, utrzymującego publiczną salę do
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/367
Ta strona została uwierzytelniona.