w twarz swojej siostrze w bolesnem pogardzaniu rozkoszą, jakiej sama nie mogła zaznać. Liza nie była zazdrosna. Przekonana była, że Kozioł przechwalał się jeno, jakoby miał je obie: nie dlatego wszakże, ażeby uważała go za niezdolnego do czegoś podobnego, ale że, znając dumę siostry, wiedziała, że ta nie ulegnie. Cała też jej złość do Franusi była o to tylko, że jej opieranie się zamieniało dom w istne piekło. Lizka, im bardziej tyła, tem więcej zasklepiała się w swoim tłuszczu, rada, że żyje, pragnąca w zachłannym swoim egoizmie zagarnąć dla siebie całą radość życia. Po kiego licha się kłócić, zatruwać sobie istnienie, skoro się ma wszystko, czego potrzeba do szczęścia? Ach, ta podła smarkula, której przeklęty charakter jest przyczyną wszystkich ich przykrości!
Co wieczór, kładąc się do łóżka, wołała do Kozła:
— Słuchaj, to moja siostra, ale niech nie zaczyna znów, bo ją wyrzucę na zbity łeb.
Ale Kozioł inaczej się na te rzeczy zapatrywał.
— Ładna byłaby heca!... Cała wieś rzuciłaby się na nas!... Psiekrwie te baby!... Obu wam do wszystkich djabłów kości poprzetrącam, jak się będziecie swarzyły!
Minęły jeszcze dwa miesiące, i Liza, którą mąż zadręczał złemi swojemi humorami, traciła zupełnie głowę i — jak się wyrażała — mogła dwa razy cukrzyć kawę i jeszcze nie znajdowała jej dość słodką. W dni, kiedy siostra odpychała nowy atak zalotów jej chłopa, domyślała się tego po jeszcze większem jego rozbestwieniu, tak że teraz żyła w nieustannym strachu przed porażkami Kozła. Trzęsła się, widząc go latającego za Franusią, z góry bowiem wiedziała, że, po nowem odparciu przez dziewczynę jego napaści, będzie rozbijał wszystko w domu i torturował wszystkich w bezsilnej wściekłości. Dni takie były dla niej potworne, nie mogła też darować przeklęte-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/376
Ta strona została uwierzytelniona.