teraz żądniej jeszcze na Franusię i błagał ją, aby mu ustąpiła. — Zobaczymy, czy nie potrafi zrobić jej dzieciaka!.. I jakiego jeszcze! Niezaspokojoną żądzę jego podwajał teraz gniew. Ona, jednak, inną za każdym razem znajdowała wymówkę: przerażała ją sama myśl ponowienia stosunku z Janem. Nie dlatego, żeby czuła do niego wstręt, ale po prostu nie ciągnęło jej do niego. Widocznie, nie musiała mieć na niego chęci, skoro mogła nie ulec mu i nie oddawała się, kiedy, podpatrzywszy ją za płotem, chwytał dziewczynę w objęcia, purpurową całą i rozwścieczoną po nowej napaści Kozła. — A, świntuch!... bydlę!... Nie przestawała mówić o tym bydlaku, o tym świntuchu, podniecona, ale trzeźwiejąca natychmiast, jak tylko ten drugi skorzystać chciał z jej podniecenia, aby ją posiąść. — Nie, nie! wstydzi się!... za nic w świecie!... Pewnego wieczora, przyparta do muru, oświadczyła, że odda mu się dopiero w noc poślubną. Po raz pierwszy dała tego rodzaju zobowiązanie, dotychczas bowiem wykręcała się od odpowiedzi, kiedy wyrażał chęć pojęcia jej za żonę. Z chwilą tą cała rzecz została postanowiona: pobiorą się, jak tylko Franusia dojdzie do pełnoletności, to znaczy, kiedy stanie się panią swojego majątku i będzie mogła zażądać obrachowania się z nią siostry i szwagra. Argument ten wziął go, postanowił też być cierpliwym i przestał nalegać i zadręczać ją, chyba czasem, kiedy zanadto mu już przypiliło. Uspokojona, oddychała z ulgą, że może odłożyć wywiązanie się z obietnicy na tak daleką przyszłość... Za całą pieszczotę ujmowała obie jego ręce, powstrzymując go zarazem od zbytniego zbliżenia się błagalnem spojrzeniem ślicznych swoich oczu, mówiącem aż nadto wyraźnie, że chce mieć z nim ślubne tylko dziecko.
Kozioł uspokojony, że Franusia nie jest w odmiennym stanie, bał się jednak, żeby, w razie ponownego zbliżenia się z Janem, nie zaszła mimo wszystko. Nie przestawał natrząsać się z niego, a potem, słysząc
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/381
Ta strona została uwierzytelniona.