— A! psiakrew, ladacznico! — wrzasnął Kozioł — cóż ty sobie myślisz, kanaljo jedna, że pozwolę ci szwędać się przez całe dwie godziny z twoim gachem, kiedy robota aż kipi?...
Z całego rozmachu kopnął ją, obalił kupę siana, która zsunęła się jej z pleców, i rzucił się na dziewczynę w tej samej chwili, kiedy Liza wyszła na próg domu, aby skrzyczeć porządnie siostrę.
— Ach, ty dziewko zatracona, czekaj, nasolimy ci, jak się patrzy!.. Wstydu za grosz nie masz, czy co?
Ale Kozioł ułapił już dziewczynę pełną garścią pod spódnicę. Rozjuszenie jego kończyło się zawsze nagłym porywem dzikiej żądzy. Cały purpurowy, z twarzą nabiegłą krwią, tarmosił Frankę, charcząc głosem nawpół zdławionym:
— Choćbyś zdechła, ścierwo jedna, musisz dostać mi się teraz! Choćby grom jasny spaść miał z nieba, będę cię miał, jako żywo, zaraz po tamtym!
Zawiązała się między obojgiem walka zajadła. Ojciec Fouan niedowidział po ciemku. Rozpoznał jednak Lizę, stojącą przy tej scenie i nie przeszkadzającą mężowi, który, tarzając się po ciele dziewczyny, wciąż przez nią spychany, wybijał się daremnie z sił, usiłując za wszelką cenę nasycić dziką swoją chuć.
Wreszcie Franusia ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem zdołała się wydostać z pod niego i zdyszana, zziajana, bełkotała z pianą na ustach:
— Świntuchu!... świntuchu!... świntuchu!... Nie udało ci się!... Aha! Nie udało ci się!... Nigdy ci się nie uda!... Nigdy! Żebyś wiedział!... Nigdy!
Tryumfowała, ocierając sobie uda pękiem trawy, dygocąc całem ciałem, jak gdyby upojona tem upartem bronieniem mu przystępu do siebie. Gestem wyzywającym rzuciła pęk trawy pod nogi siostrze.
— Na, bierz! to twoje!... Oddaję ci!
Liza, rozwścieczona, zamknęła jej potężnym policzkiem usta, ale w tej samej chwili ojciec Fouan por-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/387
Ta strona została uwierzytelniona.