hający zawsze, aby złapać kłusownika, ten znów zdecydowany raczej łeb rozwalić polowemu, niż dać się przychwycić na gorącym uczynku.
— Tak, to ja!... I co mi zrobisz?... Oddawaj zaraz fuzję!
Sam Bécu nierad był swojej zdobyczy. Zazwyczaj, dostrzegając Hjacynta na prawo, skręcał szybko na lewo. Po kiego licha wplątywać się w paskudne historje z przyjacielem? Tym razem jednak niepodobna było wykręcić się. Obowiązek nie pozwalał mu zamykać oczu. A zresztą, można przecież zachować się przyzwoicie do licha, jak się tak widocznie przeskrobało!
— Twoją fuzję, draniu?... Zatrzymam ją i oddam w kancelarji pana mera... A nie waż mi się ruszyć z miejsca, nie urządzaj żadnych sztuk, bo wpakuję ci jak nic garść śrutu w bebechy!
Rozbrojony Hjacynt, mimo rozwścieczenia, nie odważył się przyskoczyć mu do gardła. Widząc, że polowy kieruje się ku wsi, powlókł się za nim, nie puszczając postrzelonego zająca, smętnie zwisającego mu przez ramię. Uszli tak obaj ze dwa kilometry, nie przemówiwszy do siebie ani słowa, i tylko groźnie spoglądając na siebie wzajem zpodełba. Zdawało, że lada chwilę wezmą się za czupryny; w rzeczywistości wszakże i jeden i drugi coraz bardziej czuli się zakłopotani. Po djabła im była cała ta heca!
Kiedy wreszcie zbliżali się na tyły kościoła, o dwa kroki od Zamku, kłusownik zrobił ostatnią próbę.
— No, nie rób głupstw, stary... Chodź do mnie, wypijemy po szklance!...
— Nie, muszę spisać protokuł — odparł polowy tonem urzędowym. Odezwał się w nim stary żołnierz, znający rozkaz jedynie. Zatrzymał się jednak i w końcu, pociągany za rękaw przez Hjacynta, usiłującego zataszczyć go do siebie, burknął:
— Zresztą, jeżeli masz pióro i atrament... Wszyst-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/400
Ta strona została uwierzytelniona.