dał do Zamku, najadał się i wysypiał, jak u siebie w domu, klnąc za każdym razem, na czem świat stoi, burżujów, którzy, jego zdaniem, wyrżnięci być mieli wszyscy hurtem, zanim jeszcze upłyną trzy miesiące. Pewnej nocy, kiedy Hjacynt był na czatach, próbował Armata zabrać się do jego córki, ale Flądra, oburzona, ponsowa ze wstydu, tak głęboko wpiła mu zęby w ciało, że musiał ją puścić. Za kogo ją bierze ten stary dziadyga? Wyśmiał jej skrupuły, nazywając ją głupią gęsią.
I Fouan także nie lubił Armaty, o którym wyrażał się jako o próżniaku, i któremu przepowiadał, że za swoje teorje zginie na szubienicy. W obecności tego zbója smutniał zawsze stary do tego stopnia, że wolał palić swoją fajeczkę na dworze. Życie znów zresztą psuć się zaczynało dla niego. Nie czuł się już tak dobrze u syna, zwłaszcza od czasu, kiedy rozdwoiła ich pewna wielce niemiła historja. Dotychczas Hjacynt sprzedawał kawałkami swój grunt bratu swojemu, Kozłowi, i szwagrowi, Delhomme’owi. Za każdym razem wymagała tranzakcja taka podpisu starego Fouana, który nigdy go nie odmawiał z tej prostej racji, że ziemia zostawała przecież w rodzinie. Pozostał jednak jeszcze ostatni skrawek ziemi, na który kłusownik zaciągnął pożyczkę i wierzyciel mówił o wystawieniu tego kawałka gruntu na licytację, ponieważ nie otrzymał ani grosza umówionego procentu. Pan Baillehache, którego zapytano o radę, powiedział, że należy sprzedać samemu, o ile nie chce się być zjedzonym przez koszty sprzedaży przymusowej. Na nieszczęście jednak, ani Kozioł, ani Delhomme nie chcieli kupić, wściekli, że ojciec daje się wyzyskiwać przez tego łotra, Hjacynta, zapowiedzieli też, że umywają od wszystkiego ręce, dopóki stary pozostanie w Zamku. W tym stanie rzeczy groziła przymusowa sprzedaż gruntu drogą sądową, otrzymano już nawet urzędowy papier z pieczęciami, zawiadamiający o bliskiem przejściu kawałka ziemi w
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/404
Ta strona została uwierzytelniona.