nym, żółtym płomieniem, iskrzącym się, jak słońce w swojej glorji.
— A psiakrew ten Chrystus! To ci morowiec! Należy mu się medal!
Przyjaciele wrzeszczeli, śmieli się, omal nie wykręcali sobie szczęk. W ich zachwycie sporo było zazdrości, trzeba było bowiem być masywnie zbudowanym, żeby mieścić tyle w sobie i strzelać dowoli. Wypito pospołu dziesięć litrów; trwało to dobre dwie godziny i przez cały ten czas nie mówiono o niczem innem.
Kozioł wyrznął wkładającemu napowrót spodnie Hjacyntowi przyjacielskiego klapsa w pośladek i zdawało się, że w tem upojeniu dumą z rodzinnego zwycięstwa nastąpiło ostateczne pogodzenie się braci. Odmłodzony ojciec Fouan opowiedział jakąś dykteryjkę z czasów swojego dziecięctwa, kiedy to jeszcze kozacy hasali po Beaucji. Jeden taki kozak zasnął z rozdziawioną gębą na brzegu Aigry a on skorzystał z tego i puścił mu w nią taki potężny wystrzał, że napełnił nim go całego po czubek włosów. Na takiem opowiadaniu sobie wesołych dykteryjek zeszedł im czas aż do końca jarmarku, poczem wszyscy, spici na amen, rozeszli się do domów.
Tak się złożyło, że Kozioł zabrał na swoją karjolkę Fouana i Hjacynta, i Liza, której mąż szepnął słówko, zachowywała się także bardzo uprzejmie.
Zaprzestano wzajemnych swarów, nadskakiwano ojcu. Jednakże Hjacynt, znacznie już wytrzeźwiony, zaczął się zastanawiać nad tą zmianą. Młodszy brat nie bez kozery taki jest układny i uprzejmy — musiał szelma zwąchać słój ze szmalcem. Pewnie tam, u poborcy. O, zaczekaj bratku! Myślisz, że tak łatwo ci się uda twoja chętka zagarnięcia skarbu dla siebie udawaniem czułości rodzinnych? Inni też potrafią niegorzej!
Kiedy zajechano do Rognes i stary chciał ze-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/413
Ta strona została uwierzytelniona.