zioł odsunął zresztą natychmiast wyciągniętą już po nie rękę starego i sam zgarnął monety.
— Niech ojciec pamięta, że ma je u mnie. Schowałem je; będzie mógł ojciec zawsze upomnieć się o swoje; przyszedłem tylko pokazać, że je mam, żeby ojciec wiedział, do kogo ma przyjść po gotówkę.
Hjacynt zaczynał rozumieć, o co idzie. Jęło go to złościć.
— Mój kochany, jeżeli masz zamiar zabrać ojca...
Ale Kozioł nie dał się sprowokować.
— Co to? zazdrosny jesteś? A cóżby w tem było złego, żeby ojciec był u mnie tydzień, a potem drugi tydzień u ciebie? No cóż, ojcze? Możeby się ojciec przekrajał na dwoje?... Na wasze zdrowie!...
Odchodząc, zaprosił ich na winobranie nazajutrz w swojej winnicy. Będą mogli opchać się jagód, ile tylko brzuch wytrzyma. Taki był wogóle uprzejmy, że ojciec i brat przyznali, iż choć porządna z niego kanalja, można się z nim zabawić, byle nie dać się nabrać przez niego. Odprowadzili go kawałek drogi, ot tak, dla przyjemności.
Schodząc ze zbocza, spotkali oboje państwa Karolostwa, wracających wraz z Elodją do posiadłości swojej z przechadzki wzdłuż wybrzeża Aigry. Wszyscy troje byli w żałobie po pani Estelli, jak nazywano matkę małej, zmarłą w lipcu jeszcze, z przepracowania napewno. Ile razy wracała pani Karolowa z Chartres, powtarzała zawsze, że córka zabija się pracą, aby utrzymać dobrą opinję zakładu przy ulicy Żydowskiej, którym jej próżniaczysko mąż coraz mniej się zajmował. Jakże okrutnie przejął pana Karola pogrzeb, na który nie miał odwagi zabrać Elodji; matka już od trzech dni była w ziemi, kiedy zdecydowano się nareszcie oznajmić o tem córce. Jak boleśnie ścisnęło mu się serce, kiedy, po wielu latach, zobaczył znów ów 19 numer, na rogu ulicy de la Planche-aux--
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/419
Ta strona została uwierzytelniona.