Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/443

Ta strona została uwierzytelniona.

zdecydowany nie wyprowadzić się stąd. Wśród nocy jednakże straszliwy widok zmroził staremu krew w żyłach: miał wizję Flądry, która w koszuli prześlizgiwała się po pokoju, zapuszczała rękę w kieszenie jego spodni i bluzy, zaglądała nawet do jego butów. Widoczne było, że Hjacynt, nie znalazłszy papierów w głębi starego kotła pod grochowinami, posłał córkę na zwiady.
Po tem zdarzeniu nie mógł już stary pozostać w łóżku, tak dalece to, czego był świadkiem, utkwiło mu w głowie. Wstał i otworzył okno. Noc była biała w świetle pełni księżyca, zapach wina unosił się nad Rognes, zmieszany z wonią tego, po czem stąpało się od tygodnia już wzdłuż murów i co składało się na specyficzny zapach winobrania. Co zrobić? Do kogo pójść? Z marną resztką swoich pieniędzy nie rozstanie się już, choćby wypadło zaszyć je pod skórę. W pewnym momencie, kiedy wionął mu mocniej w twarz bukiet zapachów, przypomniał mu się Gedeon. Ależ to siła w takim ośle! Może dziesięć razy tyle użyć, co człowiek i nie zdechnie od tego!... A, co tu mówić?... Będzie okradany, okradany tak samo u starszego, jak u młodszego syna. Nie ma wyboru. Bodaj najlepiej jeszcze zostać w Zamku i dobrze się mieć na baczności. Aż mu trzeszczały z tego stare jego kości.

V.

Przeszło kilka miesięcy, minęła zima, potem wiosna. W Rognes szło wszystko zwykłym trybem, i trzeba było lat całych, żeby zauważyć się dała istotna jakaś zmiana w posępnem tem życiu ponawiającej się nieustannie pracy. W lipcu wszelako, w porze przytłaczającego żaru słonecznego, poruszyły całą wieś zbliżające się wybory. Tym razem kryła się pod niemi nader poważna, zawiła afera.