po was, dopóki naród nie zawładnie wielkiemi posiadłościami.
— A ja powtarzam raz jeszcze, — zakończył Hourdequin, — że nie należy pozwolić, aby zboże amerykańskie mogło przychodzić... A zresztą, głosujcie sobie za panem Rochefontain’em, o ile macie mnie dosyć na merostwie i o ile chcecie, żeby zboże spadło do piętnastu franków.
Wsiadł do kabrjoletu, a za nim Jan, który zaciął konia, wymieniwszy jeszcze porozumiewawcze spojrzenie z Franką. Usadowiwszy się na koźle, zwrócił się do swojego pana, który przytaknął mu w odpowiedzi skinieniem głowy.
— Lepiej nie myśleć o tem wszystkiem, bo może się od tego przewrócić człowiekowi we łbie.
W oberży Macqueron szeptał coś bardzo żywo do Delhomme’a, zaś Armata, znów odwrócony do wszystkich tyłem i zdający się nic nie robić sobie z nikogo, dopijał swój koniak, kpiąc z posmutniałego Hjacynta i nazywając go „panną dziewięćdziesiąt trzy“. Kozioł, oprzytomniawszy z zadumy, zauważył nagle, że niema Jana i zdziwił się, spostrzegłszy Franusię, stojącą we drzwiach sali w towarzystwie Berty i słuchającą rozmów. Rozgniewało go, że stracił tyle czasu na politykę, mając poważne sprawy do załatwienia. Ta obmierzła polityka zajeżdża jednak człowiekowi pod żebra. Wziął zaraz Celinę na bok i miał z nią długą rozmowę, dzięki której nie zrobił odrazu wielkiej burdy. Lepiej będzie, jak Franusia, po uspokojeniu jej przez Celinę, wróci z własnej woli. Nawpół przekonany poszedł do domu, grożąc, że wróci po nią z kijem i powrozem, jeżeli Macqueronom nie uda się namówić dziewczyny.
Następnej niedzieli został pan Rochefontaine wybrany na deputowanego, a kiedy Hourdequin złożył swoją dymisję na ręce prefekta, dochrapał się nareszcie Macqueron stanowiska mera, nieomal nie pękając z rozdymającej go pychy i tryumfu.
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/465
Ta strona została uwierzytelniona.