jęła go złą miną starego, drapieżnego ptaka, i skutek był taki, że on, który odgrażał się porozbijaniem wszystkiego u Macquerona, zląkł się jej groźnego wzroku, i tylko wymamrotał coś pod nosem, onieśśmielony nadzieją dziedzictwa, nie mając odwagi zadzierania i walczenia z budzącą we wszystkich postrach Starszą.
— Franka potrzebna mi jest, zatrzymam ją, skoro jej źle u was... Zresztą, jest już pełnoletnia, wypadnie wam zrobić z nią obrachunki. Trzeba będzie pogadać o tem.
Kozioł poszedł, wściekły, przerażony przewidywanemi przykrościami.
W osiem dni potem Franusia ukończyła dwadzieścia jeden lat. Była już teraz panią samej siebie. Na razie wszakże zamieniła tylko jedną biedę na drugą. I ona także drżała przed ciotką i zabijała się pracą dla niej w zimnym domu starej sknery, gdzie wszystko musiało błyszczeć samo przez się, bez używania szczotki i mydła: woda i mocne, pracowite ręce wystarczały zdaniem Starszej. Pewnego dnia, przychwyciwszy dziewczynę na rzucaniu ziarna kurom, omal nie rozpłatała jej czaszki, tak ją rąbnęła swoim kijem. Opowiadano, że, chcąc zaoszczędzić swoje konie, zaprzęgała wnuka, Hilarjona, do wozu, a jeśli nawet opowiadanie to było zmyślone, faktem było niewątpliwym, że traktowała go, jak prawdziwe bydlę robocze, waląc go, zamordowując go pracą, wyzyskując jego dziką siłę i wzamian zagładzając go, nie dając mu ani odzienia ani posłania, tak że chłopak, przymierający wiecznie głodem, oberwany, pożerający łapczywie obierzyny i pomyje, niczem świnia, ogłupiał doreszty, zagnany wiecznym strachem przed babką. Z chwilą, kiedy Franusia zrozumiała, że stanowi z nim parę w zaprzęgu, jedno już tylko
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/467
Ta strona została uwierzytelniona.