— Kilka dni temu wieczorem byłem, żeby poradzić się was, ale nikt nie odpowiedział mi na pukanie do drzwi.
Wybuchnęła gniewem, krzycząc złym, ostrym głosem:
— Niedołęgo! Idjoto!... Dałam ci przecież moją radę! Trzeba być głupcem i tchórzem, żeby wyzbywać się swojego majątku, dopóki jest się jeszcze na nogach. Żeby mnie krajali nożami, nie zgodziłabym się na coś podobnego... Widzieć w cudzych rękach to, co jest moje, dać się wyrzucić na ulicę dla tych podłych szczeniaków — o, nie! co to, to nie!... nigdy!
— Ale — próbował Fouan bronić się — jeśli nie ma się sił do uprawiania ziemi, jeśli ta ziemia cierpi...
— To i cóż z tego? Niech cierpi! Wolałabym widzieć pola moje porosłe chwastem i pokrzywą, niż oddać jedną piędź z nich!
Wyprostowała się, podobna, bardziej niż zazwyczaj, do dzikiego, starego jastrzębia, ogołoconego z piór. Uderzając brata laską po ramieniu, jak gdyby chcąc mocniej wrazić mu swoje słowa, dodała:
— Posłuchaj mnie, cofnij się... Jak już nie będziesz miał nic, a oni zdobędą wszystko, wyrzucą cię na zbity łeb do rynsztoka; pójdziesz z torbami, jak oberwany dziad na żebry... A pamiętaj, nie przychodź wtenczas do mnie... Ostrzegłam cię w porę... Tem gorzej dla ciebie, jeśli mnie nie usłuchasz!... Chcesz wiedzieć, co zrobię?... chcesz?... Zaraz ci pokażę!...
Czekał, nie myśląc buntować się, przejęty uległością młodszego brata. Ona jednak weszła zpowrotem do swojego domu i zatrzasnęła za sobą gwałtownie drzwi, wykrzykując:
— Zrobię tak!.. Zdychaj na ulicy!..
Fouan pozostał na chwilę osłupiały przed zamkniętemi drzwiami. Potem, z gestem rezygnacji, po-
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.